Obecna sytuacja na rynkach przypomina nieco to, co działo się w 2019 r. Rentowności obligacji są na skrajnie niskich poziomach, z kolei indeksy akcji amerykańskich na szczytach. Polski rynek załapał się tylko na część odreagowania. Co dalej z GPW?
Nasze prognozy dotyczące polskiego rynku akcji pół roku temu były dość optymistyczne. Dojście do porozumienia ukraińskiego Naftohazu z Gazpromem pozwalało przypuszczać, że spór z rosyjskim koncernem rozwiąże się pozytywnie także dla PGNiG. Rynek mógł uwzględniać dodatkowy zastrzyk z PGNiG dodany do łącznych zysków spółek z WIG. Do tego pojawiało się coraz więcej pozytywnych opinii na temat kolejnej dużej spółki z WIG – CD Projektu. Niektóre prognozy zakładały nawet 3 mld zł zysku netto w 2020 r. Zysk netto wszystkich spółek z WIG można było szacować na około 50 mld zł, a więc tylko PGNiG i CD Projekt mogły powiększyć go ponad 10 proc. Stąd po nieco rozczarowującym 2019 r., kiedy wyniki się cały czas obniżały (na koniec zyski spadły o 3 pkt proc.), w 2020 r. WIG miał wyjść na niewielki wzrost. Obawialiśmy się wówczas o banki i kwotę, jaką będą musiały odpisać na kredyty walutowe. Polski rynek akcji jest mocno skorelowany z czynnikami fundamentalnymi, stąd nasz umiarkowany optymizm w stosunku do WIG na 2020 r. Przez chwilę ten scenariusz nawet się realizował, jednak już w styczniu zaczęły się pojawiać niepokojące wieści dotyczące rozwoju koronawirusa w Chinach. Na początku lutego śledziliśmy już dzienne dane o rosnącej liczbie chorych i zgonów i zaczęliśmy nieco przekształcać portfele w kierunku defensywnym. Gdyby nie Covid-19, jestem przekonany, że łączne zyski spółek z WIG wzrosłyby w tym roku o kilkanaście procent, jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała te założenia. Co ciekawe, do końca kwietnia inwestorzy skupiali się na spółkach defensywnych, konsumenckich, telekomach, technologicznych, choć i tak nie były one już tanie. Część z nich była handlowana już na wysokich mnożnikach C/Z, między 20 a 25. Liczyło się jednak to, że będą w stanie utrzymać wyniki, i inwestorzy byli zdecydowani za to zapłacić więcej. Po ograniczeniu dynamiki zachorowań w Europie inwestorzy zaczęli cieplej oceniać perspektywy odreagowania gospodarek, co przyniosło popyt np. na spółki surowcowe i przemysłowe. One zyskiwały w maju.
Dodatkowo, co słyszeliśmy od wielu brokerów, do zakupów dołączyli drobni inwestorzy. Niektórzy brokerzy przyznali, że klienci pukali do drzwi od początku marca. Doszło do ciekawej sytuacji. Wielu zarządzających było dość negatywnie nastawionych do rynku. Akcje zyskiwały jednak przez popyt inwestorów indywidualnych, co sprawiało, że fundusze zaczynały tracić do benchmarków. Pewnie w niejednym TFI czy OFE było więc nerwowo.
Odreagowanie na GPW od marca było efektem dwóch czynników. Po pierwsze, wirus okazał się nie tak groźny, jak się obawialiśmy, a po drugie, pojawił się duży zastrzyk świeżego kapitału, co w danych z TFI nie do końca widać.
Co to za inwestorzy?