Z 200 mld euro inwestowanych corocznie przez firmy Unii Europejskiej za granicą (poza UE), tylko ok. 1/3 trafia do krajów rozwijających się, w tym do Polski. Dla zagranicznych inwestorów w Polsce liczy się przede wszystkim wielkość i chłonność naszego rynku wewnętrznego. Zbliżająca się integracja Polski z UE nie jest zasadniczym motywem bezpośredniego inwestowania unijnych firm. W tym procesie możemy za to skorzystać ze słabego euro dla pobudzenia wzrostu gospodarczego. Taką opinię wyraził we wtorek w Warszawie Patrick Artus, członek rady analiz gospodarczych przy premierze Francji.