Ci, którzy wcześniej kryzysu nie zauważyli, teraz próbują nadrobić stracony czas i w sposób naturalny jeszcze bardziej eksponują czarny kolor. Tym bardziej że dość łatwo nadaje się w takiej tonacji. Można znaleźć także wyrazy satysfakcji w głoszonych przepowiedniach kasandrycznych. I to nie tylko u polityków opozycji.
[srodtytul]Optymizm prysł[/srodtytul]
Publicystyka ekonomiczna została zmonopolizowana przez wąskie grono ekonomistów, a raczej analityków czy tzw. ekonomistów bankowych. Rady, jakich udzielają, nie wychodzą z reguły poza znane formuły książkowe z konkluzją przeczekania kryzysu jak kataru oraz z wiarą w działania bogatszych od nas. Ale nie ukrywają także i swojego mentorstwa w ocenach tych bogatych. Na naszym jednak podwórku bezradność i bezsilność są aż nadto widoczne. Błyskawicznie prysł optymizm sprzed kilku miesięcy. Jedyna praktyczna rada to zaprzestanie czytania wiadomości gospodarczych i opinii na ten temat. I gdyby wszyscy to uczynili, to kto wie…
Wielka szkoda, że pierwszy objaw problemów gospodarczych w postaci nieufności na rynku międzybankowym i w efekcie wyhamowania dynamiki kredytowej nie został w porę ograniczony. Zabrakło wyobraźni i rozpoznania konsekwencji wstrzemięźliwości kredytowej banków.
Uznano, że z uwagi na niewielki udział kredytów, zwłaszcza w finansowaniu działalności małych i średnich przedsiębiorstw, brak kredytów nie wpłynie istotnie na osłabienie wzrostu gospodarczego, bo rozwój będzie podtrzymywany środkami własnymi. Ale już obecnie prawie całą nadzieję wiąże się z dopływem kredytów do gospodarki. Z tych to powodów, zdaniem niektórych, nie można zwiększać deficytu budżetu, aby nie wydrenować pieniędzy z sektora bankowego ze szkodą dla jego aktywności kredytowej.