W cztery dni udało się podnieść rynek na tyle, by zniwelować dwa wcześniejsze dni spadku. Niby nic, ale po drodze wykonano ciekawy ruch. Wczorajszy wzrost powyżej 1740 pkt wydaje się skutecznie rozwiał niedźwiedzie marzenia o formacji głowy i ramion. Przyznam, że sam sądziłem, że formacja może się pojawić, choć nie oczekiwałem, że spełni się jej złowieszcze wskazanie. Okazało się, że nie ma o czym mówić.
Wzrost z tego tygodnia to nie kreślenie prawego ramienia, ale powrót w okolice szczytu całej zwyżki rozpoczętej na poziomie minimum bessy. Tak szybkie uporaniesię popytu z podażą jest zastanawiające i dość niebezpieczne. Nie ma bowiem szans, by utrzymać takie tempo wzrostów. Zresztą nie tylko w tempie jest tu problem. Po pierwsze, skala zwyżki od dołka jest już znaczna, a na razie nie ma potwierdzenia w polepszającej się sytuacji makro.
Owszem, lepsza od prognoz okazała się produkcja przemysłowa, ale przecież trudno oczekiwać, by w krótkim czasie osiągnęła ona dwucyfrową dynamikę. Najpierw musi ona być dodatnia. Przecież w marcu spadła. Zapał popytu jest zrozumiały, bo to pierwszy od kilkunastu miesięcy poważniejszy wzrost cen i grzech nie skorzystać. Problem w tym, że ten wzrost jest szybki, a takie ruchy nie trwają długo. Wczorajsze podejście w okolice szczytu na 1800 pkt może rodzić nadzieję byków na jego pokonanie. Pewnie się to stanie, ale problem w tym, że ten szczyt nie ma większego znaczenia technicznego.
Co innego poziom znajdujący się nieco ponad 100 pkt wyżej. To już prawdziwa niedźwiedzia Linia Maginota. Szanse na to, że zostanie ona w biegu pokonana, są raczej niewielkie. Oczywiście, niczego nie wolno wykluczać, ale takie pokonanie w biegu jest mało prawdopodobne choćby z tego powodu, że oznaczałoby to dalszy wzrost cen. Dalszy wzrost cen po fazie szybkiego wzrostu wydaje się trudny do realizacji.
Musiałby się pojawić ogromny popyt, na co ostatnie sesje raczej nie wskazują. Lepiej więc będzie, jeśli popyt zaniecha śmiałych akcji, bo raczej nie zakończą się one teraz powodzeniem. Rynek musi okrzepnąć i dojrzeć do ewentualnej dalszej wspinaczki. Na szczęście o wynik walki na oporze nie musimy się martwić. Dotychczas analiza wsparć się sprawdziła i będziemy się jej dalej trzymać. Wsparcie pozostaje to samo – jest nim dołek z 8 kwietnia.