Ostatnia sesja tygodnia zdominowana była przez publikowany co miesiąc raport o stanieamerykańskiego rynku pracy. Zanim się ten raport ukazał, ceny nie podlegały więc większym wahaniom, a gdy już go opublikowano, było podobnie, bo nie był zaskakujący.

Nasz rynek, oprócz wspomnianego raportu, był nadal pod wrażeniem czwartkowego spadku cen w końcówce sesji. To w cieniu tego ruchu odbywały się wszelkie wczorajsze zmiany i wszystkie wahania były porównywane z zapamiętaną dynamiczną przeceną. Z tego punktu widzenia piątkowa sesja nie zachwyciła. Notowania wprawdzie rozpoczęły się na plusie, ale popyt nie był w stanie na dłużej utrzymać cen na tym poziomie. Krótko po 10 ceny spadły nie tylko poniżej poziomu czwartkowego zamknięcia, ale także poniżej czwartkowego dołka. Wprawdzie popyt próbował kontrować, ale niesmak pozostał. Tym bardziej że to kontrowanie nie było zbyt skuteczne. W efekcie podczas całej sesji kupującym nie udało się podnieść cen choćby na tyle, by znieść połowę czwartkowej przeceny.

To coś mówi o kondycji popytu i stawia pod znakiem zapytania szybką akcję testowania poziomu oporu na 1920 pkt. Sam test jest możliwy, ale widocznie trzeba będzie na niego poczekać nieco dłużej.Prawdę mówiąc, podaż także nie była zbyt silna, ale jednak to jej udało się przed 15 doprowadzić do wyznaczenia kolejnego minimum sesji. Popyt ponownie przeprowadził kontrakcję, ale sił nie starczyło na poważny wzrost cen. W sumie mamy remis, ale strona kupujących nie zachwyciła, a to ona przecież stoi przed znacznie poważniejszym zadaniem pokonania poziomu 1920 pkt.

Wracając na koniec do raportu rynku pracy w USA, warto zwrócić uwagę, że dane okazały się nieznacznie lepsze od zrewidowanych już prognoz rynku. Ubytek etatów, mimo że nieco mniejszy, jest jednak nadal olbrzymi. Do tego mieliśmy do czynienia z rewizjami danych z wcześniejszych miesięcy, a były to rewizje podnoszące wielkość spadku liczby etatów. Zresztą nawet do kwietniowej niewielkiej pod tym względem poprawy należy podchodzić z rozwagą, bo mniejsza dynamika spadku zatrudnienia wynikała w dużej mierze ze znacznego wzrostu etatów w sferze publicznej. Tego na dalszą metę nie da się utrzymać. Do akcji musi wejść sektor prywatny, ale na razie postępuje to opornie.