Dzisiejsze notowania na GPW potwierdziły, że wyczulenie rodzimych inwestorów, na to co dzieje się na rynkach zachodnich, jest asymetryczne. Gdy wyceny na Zachodzie rosną, nasz rynek stoi w miejscu, a w najlepszym razie mozolnie się podnosi. Gdy Zachód traci na wartości, nasz rynek ochoczo i z zapałem naśladuje ruch spadkowy. Takie zachowanie nie wzbudza zaufania i z pewnością nie skłania do odważniejszych zagrań po długiej stronie rynku. Można się tylko pocieszać, że na razie rynek od nas nie wymaga, by rezygnować z nastawienia neutralnego. Ono w obecnej sytuacji jest wystarczająco wygodne. Gdy sytuacja się wyklaruje, to pewnie łatwiej będzie o bardziej zdecydowaną opinię o rynku.

W trakcie dnia poznaliśmy dynamikę produkcji przemysłowej. Dotychczas była ona całkiem mocna i nie potwierdzała wcześniej sugerowanego przez spadek wskaźnika PMI spowolnienia. Nawet oczekiwania wobec lutowych wyników gospodarki wskazywały, że analitycy już przestali zakładać, że pojawią się jakieś większe problemy. Te pojawiły się jakby z opóźnieniem. Wzrost o nieco ponad 4 proc. w skali roku to nie jest dobra wiadomość, ale też nie dramat. Jest to także sygnał, że Rada Polityki Pieniężnej nie będzie się spieszyć z podwyżkami. Produkcja nie będzie także wystarczającym argumentem za wcześniejszą od dotychczas rozważanych dat ewentualnej obniżki stóp procentowych. Inflacja pozostaje zbyt wysoka. W efekcie dane nie wywołały większej reakcji i nie wpłynęły na notowania.