Pozornie wydawać się może, że nie jest to łatwa sztuka, szczególnie mając na uwadze „duże" zaskoczenie brakiem obniżki już w październiku. Wydaje się jednak, że po przyjęciu kilku żelaznych założeń, to syzyfowe zadanie staje się możliwe do wykonania.
Pierwsze z tych założeń mówi, że RPP prowadzi konwencjonalną politykę, tzn. realne stopy powinny być dodatnie. Oznacza to, że trudno jest oczekiwać stawki kosztu pieniądza poniżej inflacji. Ten fakt implikuje zależność poziomu stóp od historycznej inflacji, a niekoniecznie tej oczekiwanej, co z kolei nakazywałaby sztuka prowadzenia polityki monetarnej, szczególnie tej współczesnej, która często posuwa się do bardziej niekonwencjonalnych działań. Jak powszechnie wśród ekonomistów wiadomo, polityka pieniężna powinna wyprzedzać trendy inflacyjnie, a nie za nimi podążać, gdyż zmiany stóp wpływają na gospodarkę z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej i trudność w prognozowaniu przyszłości sprawia, że władze monetarne częściej patrzą w „tylne lusterko" w postaci opublikowanych już danych niż przez „przednią szybę" w formie spodziewanych trendów na przyszłość.
Fakt braku umiejętności wyprzedzania swoimi decyzjami trendów gospodarczych jest jednak dość powszechną bolączką na świecie i RPP z pewnością nie jest tutaj wyjątkiem. Niestety, krajowe władze w swoich działaniach wydają się bardziej spóźnione od podobnych sobie ciał w innych państwach. Warto choćby przypomnieć, że cykl obniżek nie pierwszy już raz zaczął się bardzo późno – podobnie było w 2008 r., kiedy dopiero upadek Lehman Brothers skłonił Radę do działania.
Wydaje się, że sami członkowie Rady Polityki Pieniężnej nie wiedzą, gdzie ten cykl obniżek stóp procentowych ich zaprowadzi
Kolejnym czynnikiem jest zbyt duże uzależnienie decyzji Rady od periodycznie ukazującego się raportu o inflacji. Wydaje się, że wielu członków RPP przywiązuje znaczną uwagę do projekcji inflacji i wzrostu gospodarczego, nawet wtedy, gdy wydają się one już zdezaktualizowane. Następną istotną kwestią jest nadzwyczaj skrupulatne trzymanie się wyznaczonego celu inflacyjnego, nawet jeżeli oznacza to złożenie wzrostu gospodarczego na ołtarzu ofiarnym. Niestety RPP, w przeciwieństwie do Fedu, ma mandat jedynie do walki z inflacją i dlatego może sugerować, że dynamika wzrostu PKB jest zbyt wysoka i trzeba ją obniżyć, by zdusić inflację. Tak było w maju tego roku, kiedy wzrost powoli już się załamywał, a RPP chciała go jeszcze wyhamować i nie omieszkała o tym nawet zakomunikować. Ponadto można odnieść wrażenie, że przynajmniej część RPP nie przykłada większej wagi do źródeł inflacji i mimo że jest ona importowana w postaci wysokich cen energii, to stara się z nią walczyć, co przecież z góry jest skazane na porażkę.