Jak bowiem wynika z ich badań, przyszłe emerytury wyniosą średnio 1690 zł, co jednak po 41 latach 3-proc. inflacji da zaledwie 503 zł w przeliczeniu na obecne pieniądze. Jeszcze większy szok przeżyje przedsiębiorca, który dostanie zaledwie 5,1 proc. tego, co zarabiał, pracując.
A jest na co oszczędzać, bo według demograficznych prognoz Głównego Urzędu Statystycznego na emeryturze spędzimy średnio od 6 do 20 lat. Wśród najczęściej wymienianych wymówek przed oszczędzaniem dominuje argument o zbyt niskich zarobkach. Wielu ankietowanych przyznaje też, że OFE i ZUS powinny wystarczyć, a jeśli nie – pomogą im dzieci.
– Bez względu na to, czy uda się uratować OFE, czy nie, prawda o emeryturach pozostaje niezmienna: będą one zbyt niskie – zapewnia Marcin Iwuć, dyrektor ds. produktów inwestycyjnych ING TFI. – Już dziś połowa emerytów otrzymuje mniej niż 1750 zł brutto. Po potrąceniu podatku i składki zdrowotnej zostaje naprawdę niewiele, a przecież obecnie na każdego emeryta pracują cztery osoby. Łatwo policzyć, co będzie, gdy zamiast czterech osób pracujących na jednego emeryta przypadną dwie. Jak przeżyć za kilkaset złotych miesięcznie? Nie ma szans – przekonuje Iwuć.
Jego zdaniem najlepszą, choć niedocenianą formą zabezpieczenia się przed głodową emeryturą jest skorzystanie z indywidualnego konta emerytalnego, czyli IKE. Na korzyść tego rozwiązania przemawia przede wszystkim brak opodatkowania dochodów z inwestycji (tzw. podatku Belki).
Według badania Analiz Online aktualnie najlepsze na rynku IKE prowadzone przez towarzystwa funduszy oferują ING TFI, KBC TFI oraz Union Investment TFI. O zwycięstwie tego pierwszego zdecydowały niskie koszty i najbogatsza oferta przy atrakcyjnym poziomie wpłat. – Z IKE korzysta już 816 tys. Polaków – cytuje dane KNF Iwuć. – Na kontach jest już 3,8 mld zł i kwota ta ciągle rośnie – podkreśla.