Kreatywny budżet
Od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę głównym motorem wzrostu gospodarczego w Rosji stały się wydatki publiczne. To, jaka ich część idzie na bezpośrednie finansowanie wojny, jest trudne do określenia ze względu na to, że od ponad roku rząd nie podaje pełnych informacji na temat wykonania budżetu. Rosyjski resort finansów szacuje jednak, że cały impuls fiskalny dla gospodarki wyniósł od 2022 r. prawie 10 proc. PKB.
W jaki sposób ten impuls został sfinansowany? W 2022 r. rosyjskiemu budżetowi bardzo pomógł skok cen ropy i gazu wywołany przez wojnę. Zwiększono wówczas ciężary podatkowe nałożone na Gazprom oraz inne koncerny surowcowe. W tym roku jednak branża naftowo-gazowa radzi sobie wyraźnie gorzej, co jest związane w dużym stopniu z utratą przez nią rynków europejskich. Przychody z podatków płaconych przez firmy z tego sektora wyniosły w pierwszych dziewięciu miesiącach 2023 r. 5,5 bln rubli (59,7 mld USD lub 249 mld zł) i były o 35 proc. niższe niż w takim samym okresie zeszłego roku. Rząd zaplanował w budżecie, że sięgną w tym roku 8,9 bln rubli, ale wygląda na to, że ten cel nie zostanie osiągnięty. Rząd rekompensuje to sobie wzrostem wpływów z opodatkowania innych branż, który wyniósł w pierwszych trzech kwartałach 2023 r. 25 proc. W Rosji podwyższono w tym roku m.in. akcyzę na papierosy i samochody, a także wprowadzono różne podatki od zysków nadzwyczajnych oraz elastyczne cła, których stawki są zależne od notowań rubla. Kurs rosyjskiej waluty też stanowi duże wsparcie dla budżetu. Analitycy szacują, że jeśli dolar drożeje o 1 rubla, to zwiększa to przychody do rosyjskiego budżetu o 150 mld rubli rocznie. W budżecie na ten rok założono, że średnie notowania będą wynosić prawie 70 rubli za 1 USD, podczas gdy w pierwszych trzech kwartałach wynosiły one średnio 84 ruble, a zdarzało się, że notowania przekraczały 100 rubli.
„Mimo zwiększania obciążeń fiskalnych, dewaluacji rubla i coraz wyższej inflacji rząd nie jest w stanie sfinansować rosnących wydatków budżetowych z bieżących dochodów, co rodzi wyzwania dla stabilności finansowej Federacji Rosyjskiej. Na razie władze zapewniają fundusze na pokrycie deficytu, lecz staje się to coraz trudniejsze. Nie da się oszacować, jak długo Kreml będzie mógł finansować gospodarkę ze środków publicznych. O ile do zaplanowanych na marzec 2024 r. wyborów prezydenckich nie należy się spodziewać żadnych zmian w polityce budżetowej, o tyle po zwycięstwie Władimira Putina władze będą zapewne szukały oszczędności. Priorytetem pozostaną wydatki na wojnę (szacowane na ok. 40 proc. budżetu), jednak koszty z nią związane będą w coraz szerszym zakresie przerzucane na społeczeństwo i biznes. To z kolei negatywnie wpłynie na sytuację gospodarczą” – piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich.
Czas mobilizacji
To, jak długo Rosja jest w stanie prowadzić wojnę, pozostaje więc zagadką. Można się jednak spodziewać, że będzie zdolna do jej kontynuowania w przyszłym roku – zwłaszcza jeśli Zachód zmęczy się udzielaniem wsparcia Ukrainie. Rosja już dawno przestawiła swoją gospodarkę na tory wojenne, a państwa Zachodu nadal nie. Można kpić z tego, że Putin sięgał po pomoc tak zacofanego i biednego kraju jak Korea Północna, ale reżim Kimów już dostarczył mu milion pocisków artyleryjskich, podczas gdy cała Unia Europejska przekazała od maja Ukrainie jedynie 300 tys. pocisków z zadeklarowanego 1 mln sztuk. (Taka potęga przemysłowa jak Niemcy dostarczyła do Ukrainy od maja jedynie 19 tys. z zapowiedzianych 27,5 tys. pocisków, a Francja zaledwie 6 tys. sztuk). Rosji nie można odmówić jednego – potrafi zaprząc całą gospodarkę do wojny i trwoniąc zasoby, prowadzić walkę, aż wszyscy przeciwnicy się zmęczą.
Minikryzys paliwowy zmusił rząd do czasowego zakazu eksportu benzyny i diesla
Jak to możliwe, że w kraju będącym jednym z największych producentów ropy naftowej na świecie zaczęło brakować paliwa na stacjach benzynowych? W Rosji, jak widać, możliwe są nawet najbardziej nieprawdopodobne scenariusze...
Doniesienia o kryzysie paliwowym w Rosji zaczęły pojawiać się latem. Na wielu stacjach benzynowych pojawiły się niedobory paliwa. Dotyczyło to głównie niezależnych stacji, które zaopatrywały się w paliwo od sprzedawców hurtowych. Cena w hurcie jest natomiast mocno powiązana z ceną na krajowej giełdzie paliw. Tam ona rosła ze względu na słabnącą podaż. Na rynek krajowy trafiało mniej paliwa, niż oczekiwano, gdyż producentom bardziej opłacało się je sprzedawać za granicą. Sytuacja stała się tak poważna, że 21 września premier Michaił Miszustin wprowadził tymczasowy zakaz sprzedaży benzyny i oleju napędowego za granicę. Spowodowało to krótkotrwały spadek cen paliw na krajowej giełdzie, dochodzący do 20 proc. Później wróciły one jednak do wysokiego poziomu z lata. 6 października rząd faktycznie zniósł rozporządzenie o zakazie eksportu benzyny i oleju napędowego. W jego miejsce wprowadził przepisy podwyższające cła eksportowe na te paliwa, zobowiązujące producentów do sprzedaży większej ich ilości na giełdzie w kraju oraz podwyższające subsydia za sprzedaż paliw na rynku krajowym. Olej napędowy mogą eksportować tylko te spółki, które co najmniej 50 proc. swojego wolumenu jego produkcji sprzedają w kraju.