Fed zamierza kontynuować skup aktywów za wykreowane pieniądza dopóty, dopóki koniunktura w USA znacząco się nie poprawi – oświadczył wczoraj w Kongresie przewodniczący amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke. Inwestorzy i analitycy spodziewali się takiego komunikatu, bo dzień wcześniej podobny usłyszeli z ust dwóch innych przedstawicieli Fedu: Williama Dudleya i Jamesa Bullarda. Na dodatek ostatnie dane pokazały, że inflacja w USA nadal maleje.
Gospodarka wciąż za słaba
Mimo to słowa Bernankego zrobiły na inwestorach wrażenie. Główne indeksy z Wall Street, które przed wystąpieniem szefa Fed nieznacznie zwyżkowały, ruszyły ostrzej w górę. Podobnie zachowywały się notowania złota. Wyraźnie osłabił się natomiast dolar, który w ostatnich miesiącach umacniał się na fali spekulacji, że ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE) w USA ma się ku końcowi.
Część analityków wskazywała przed wystąpieniem Bernankego, że zwyżki na Wall Street to właśnie jeden z czynników, który może skłaniać Fed do przerwania trzeciej rundy QE, trwającej od jesieni, albo przynajmniej ograniczenia jej skali. Gwałtowny wzrost cen akcji naraża bowiem Fed na zarzuty, że nadmuchuje nową bańkę spekulacyjną.
3,1 bln USD wartę są aktywa Fedu. Od grudnia każdego miesiąca skupuje on obligacje skarbowe i hipoteczne za 85 mld USD
Ale Bernanke dał do zrozumienia, że bardziej martwią go ewentualne skutki przerwania QE w sytuacji, gdy stopa bezrobocia w USA jest powyżej, a inflacja wyraźnie poniżej celów Fedu. – Przedwczesne zacieśnienie polityki pieniężnej stwarzałoby poważne ryzyko, że ożywienie gospodarcze zwolni albo wręcz zahamuje, a inflacja spadnie jeszcze bardziej – powiedział.