Rozporządzenie zakłada podwyższenie tzw. obowiązku OZE, a więc ilości zielonej energii elektrycznej, którą muszą konsumować firmy. To obowiązek utrzymywania pewnego udziału zielonej energii przez spółki energetyczne i dużych odbiorców energii elektrycznej. W praktyce jest on realizowany poprzez zakup i umarzanie świadectw pochodzenia energii (tzw. zielonych certyfikatów). Jeśli obowiązek jest duży, to wówczas zakupy certyfikatów (wystawionych przez producentów OZE) rosną, a wraz z tym ich cena. Sprzedaż certyfikatów to jedno z dwóch głównych źródeł przychodów producentów energii OZE, którzy uruchomili swoje instalacje do 2016 r. Później nowe instalacje, zamiast z certyfikatów, korzystały już z aukcji.
Resort klimatu i środowiska (MKiŚ) zaproponował w rozporządzeniu ustalenie obowiązku uzyskania i umorzenia tzw. zielonych certyfikatów, czyli świadectw pochodzenia energii z OZE, na poziomie 13 proc. w 2026 r., 12 proc. w 2027 r. oraz 11 proc. w 2028 r. W 2025 r. wynosił on 8,5 proc. Propozycja zmiany spotkała się z krytyką resortu aktywów państwowych oraz energii. Oba te ministerstwa obawiają się, że przełoży się to na wzrost cen energii elektrycznej. Spółki są jednak podzielone.
Resort podał, że zaproponowany poziom obowiązku wynika z potrzeby zapewnienia płynności rynku na poziomie, który zapewni możliwość zakupu przez sprzedawców realizujących obowiązek ustawowy, wynikający ze sprzedaży energii odbiorcom końcowym wolumenów adekwatnych do ich potrzeb. Zdaniem resortu klimatu proponowane poziomy pozwolą na pozostawienie wygenerowanej nadwyżki praw majątkowych z lat ubiegłych (ok. 25,1 TWh) na aktualnym poziomie w roku 2026, co powinno zapewnić stabilizację rynku i brak wzrostu cen, jednocześnie nie pogłębiając istniejącej nadwyżki.
Czytaj więcej
Globalne aktywa funduszy zrównoważonych są już rzędu 3 bln USD, a UE w ciągu ostatnich 5 lat podwoiła inwestycje w transformację energetyczną. Choć ESG nie budzi już tak dużych emocji to kierunek jest niezmienny. Jest o tym przekonana również warszawska Giełda.