Finał Ligi Mistrzów ma numer 58, ale rywalizacja obu producentów odzieży sportowej jest jeszcze starsza niż ten najbardziej prestiżowy turniej piłkarskich klubów Europie.
Adidas, największy na świecie producent sprzętu piłkarskiego, jest sponsorem faworyzowanego Bayernu Monachium. Jego logo (trzy pasy) w finałach pojawiało się w pięciu spośród ostatnich dziesięciu zmagań na szczycie. Z kolei Puma, ubierająca piłkarzy z Dortmundu, w tym Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, zagra w finale po raz pierwszy od dziewięciu lat.
Dla Pumy, która z trudem próbuje nawiązać batalię z Adidasem i Nike na rynku o wartości 9,5 miliarda euro, dobre wieści pojawiają się rzadko. Dlatego w jej przypadku londyński finał dwóch drużyn niemieckich jest dużo ważniejszy niż dla Adidasa. Tak twierdzi Sebastian Frericks, analityk w Bankhaus Metzler we Frankfurcie. Zwraca on uwagę, że Puma nie jest w stanie zainwestować w sponsoring tyle pieniędzy co jej mocniejsi rywale, a więc musi bardzo starannie wybierać zespoły, które wystąpią z jej logo.
Współpracując z Borussią Dortmund Puma wybrała dobrze, oceniają eksperci. Zapewniło jej to pewien oddech w okresie obniżanych prognoz zysków. W końcowej 16 rozgrywek był to jej jedyny przedstawiciel. Nike, które sponsorowało aż dziesięć klubów z ostatniej 16, w tym Barcelonę i Manchester United, po raz drugi z rzędu nie awansowało do finału. Adidas w tej grupie miał czterech przedstawicieli i w jego koszulkach grali tez dwaj ubiegłoroczni finaliści.
Finał na Wembley będą oglądały miliony telewidzów na całym świecie, zaś zwycięzca, jak twierdzą analitycy banku inwestycyjnego Bryan Garnier&Co., może spodziewać „małego" wzrostu sprzedaży koszulek replikujących stroje sponsorowanej drużyny.