Po pamiętnym 15 stycznia 2015 roku, kiedy Szwajcarski Bank Narodowy zaskoczył świat finansów niespodziewaną rezygnacja z obrony kursy franka na poziomie 1,20 CHF za euro, niektóre banki próbowały zmniejszyć swoje straty poprzez unieważnienie transakcji. Tacy dilerzy jak Bank of America, Barclays i Goldman Sachs zwrócili się do swoich klientów by zgodzili się na zmianę uzgodnionych wcześniej operacji.

Próby zrewidowania transakcji podejmowane przez dilerów to woda na młyn ich konkurentów, czyli platform elektronicznych i giełd o ugruntowanej pozycji. Mają nowy argument w walce o klientów i zapraszają ich do siebie.

- W gruncie rzeczy pośrednik tu nie istnieje - wskazuje Kevin McPartland, analityk Greenwich Associates. Podkreśla on, że rynek walutowy wciąż ma charakter rynku over the counter (OTC) , a strony transakcji kontaktują się bezpośrednio, dlatego doszło do renegocjacji bądź anulowania niektórych transakcji.

Handel na rynku OTC w niewielkim stopniu jest regulowany co bankom daje dużą swobodę w sposobie funkcjonowania. Duzi gracze mogą zaproponować różne ceny w zależności od ich relacji z klientami. Zachowują się też inaczej w zależności od ratingu kredytowego klienta i poziomu znajomości rynku. Mogą też anulować transakcje, tak jak to miało miejsce po 15 stycznia tego roku.

Część handlu walutami odbywa się m. In. na platformach elektronicznych należących do trzeciej strony, bądź na tradycyjnych giełdach. Platformy zwykle udostępniają standardową księgę zasad, które każdy musi przestrzegać. Chicagowska CME wprawdzie chwali się, że nie zmienia reguł gry dotyczących transakcji, ale 15 stycznia  wstrzymywała handel, kiedy frank zyskiwał zbyt wiele wobec euro.