Minęło już pięć i pół roku, od kiedy świat dowiedział się o tym, że Grecja jednak nie jest „zieloną wyspą", czyli jednym z trzech, oprócz Polski i Cypru, krajem Unii Europejskiej o dodatniej dynamice wzrostu PKB za I kwartał 2009 r. Już kilka miesięcy po słynnej konferencji premiera Donalda Tuska okazało się, że Grecja jest praktycznie bankrutem. Dodatkowo jej rządy oszukiwały od lat inwestorów, zaniżając skalę zadłużenia i deficytu budżetowego m.in. dzięki finansowym sztuczkom wymyślonym przed Goldman Sachs. Skala i dynamika światowego kryzysu z lat 2008–2009 obnażyła skrywaną prawdę.
Oszukują samych siebie
Prawie sześć lat później sytuacja ekonomiczna Grecji wydaje się jeszcze gorsza – zarówno pod względem skali zadłużenia, zdolności do regulowania zobowiązań, jak i stabilności sektora bankowego. Tym razem jednak im bardziej Ateny starają się pokazać słabość gospodarki swojego kraju, tym bardziej reszta Europy, Europejski Bank Centralny oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy zdają się wierzyć, że osiągnięcie pozytywnych efektów wprowadzanych reform jest na wyciągnięcie ręki, a Grecja stanie się wypłacalna i odda 300 mld euro długu. Teraz to oni oszukują samych siebie i przy okazji wprowadzają w błąd inwestorów. Zgodnie z prognozami MFW sprzed pięciu lat grecka gospodarka miała wyjść na prostą już w 2012 r. Ponieważ rzeczywistość odbiegała od oczekiwań, kolejne projekcje przesuwały ten termin na następne lata. Najnowsze szacunki z kwietnia tego roku rysują perspektywę wyraźnego ( 2–4 proc.) wzrostu trwającego od 2015 r. przez kolejnych kilka lat.
Pomyłki w prognozach są wpisane w ich naturę, ale jeśli na takiej podstawie Europa utwierdza się w słuszności swoich dotychczasowych działań wobec Grecji, to sama siebie wprowadza w błąd. Nasuwa się pytanie – jak długo jeszcze może trwać ta grecka tragedia? Od 2010 r. tylko raz, w ubiegłym roku, to najbardziej zadłużone państwo Europy nie było przedmiotem obaw na rynkach finansowych i nie znajdowało się na pierwszych stronach gazet. Co prawda za każdym razem reakcja rynku była coraz bardziej wstrzemięźliwa, jednak waga podnoszonych przez inwestorów obaw była cały czas taka sama. Wizja niekontrolowanego upadku systemu finansowego, czego przedsmak mieliśmy po bankructwie banku Lehman Brothers, w dalszym ciągu jest bardzo sugestywna. Tyle lat mija od początku kryzysu w Europie, a my, zamiast celebrować kolejną rocznicę jego zakończenia, wciąż musimy żyć ze świadomością, że za chwilę może wybuchnąć jego kolejna odsłona.
Trzeba odblokować banki
Nie wiem, czy wyniki nieoczekiwanego referendum w Grecji będą stanowić punkt zwrotny w dotychczasowym dramacie, ale dają europejskim politykom pretekst do zmiany sposobu zakończenia sprawy i – co ważniejsze – do przyspieszenia tego rozstrzygnięcia. Moim zdaniem przy założeniu pozostania Grecji w strefie euro jej obecne zadłużenie powinno zostać znacząco (mocniej niż w 2012 r.) zredukowane.
W innym wariancie trudno się nie zgodzić z szefem instytutu IFO Hansem-Wernerem Sinnem, który sugeruje przeprowadzenie uporządkowanego Gretixu, czyli wprowadzenia w Grecji nowej waluty – zamiast lub równolegle do euro. Zresztą taki powinien być główny cel zastosowania nadzwyczajnego środka, jakim są ogłoszone przez rząd premiera Ciprasa „wakacje bankowe" i kontrola przepływu kapitałów. Innym, przećwiczonym na Cyprze, wariantem jest przejęcie części depozytów w celu ratowania wypłacalności banków.