Grecki rząd przedstawił program reform i prosi o 53,5 mld euro pomocy od strefy euro i MFW. Chce także "przeprofilowania" swojego długu, co jest nowym łagodniejszym określeniem dla używanej poprzednio "restrukturyzacji", która i tak zastąpiła zupełnie nieakceptowalne przez wierzycieli słowa "redukcja".
— Propozycja przybyła do Brukseli — potwierdził wysoki rangą unijny urzędnik. Nie chciał jej oceniać, ale lektura dokumentów przesłanych przez Ateny oraz pierwsze komentarze polityków, co prawda tych zawsze przychylnych Grecji, nastrajają optymistycznie.
— Grecy są zdeterminowani, żeby pozostać w strefie euro. Ich program jest poważny i wiarygodny — powiedział Francois Hollande.
Nieoficjalnie w Brukseli mówi się, że to sami Francuzi, bardzo obawiający się Grexitu, pomagali Grekom pisać ich program, żeby był do przyjęcia dla wierzycieli.
Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że Grecja ustąpiła w ostatnich spornych kwestiach, które blokowały poprzednie negocjacje z wierzycielami i były powodem ich zerwania, a następnie ogłoszenia referendum, w którym obywatele zażądali twardej postawy wobec Eurogruoy i MFW. Grecja zgadza się na reformę systemu emerytalnego, choć w niektórych szczegółach prosi o jej przesunięcie na później. Obiecuje także zwiększyć wpływy z VAT, tam gdzie chcieli tego wierzyciele. Z jednym wyjątkiem: nie zgadza się na zniesienie niższego VAT stosowanego wobec odległych wysp. Wierzyciele przekonywali, że utrzymywanie osobnych systemów podatkowych jest drogie i nieefektywne, a Grecja z kolei zniżki traktuje jako kompensatą za wyższe ceny towarów dowożonych na odległe wyspy. Jest oczywiście powód polityczny: to koalicjant Syrizy, partia Niezależnych Greków, żąda utrzymania tego systemu. Jej lider Panos Kammenos jest ministrem obrony i on też jest przeszkodą dla żądań wierzycieli cięcia wydatków na armię.