Międzynarodowy Fundusz Walutowy podtrzymuje prognozę, że w tym roku chińska gospodarka urośnie o 6,8 proc., po 7,3 proc. w 2014 r., czyli niewiele mniej, niż założył rząd. Ekonomiści z Capital Economics twierdzą jednak, że oficjalne statystyki może i pokażą taki wzrost, ale nieoficjalne wskaźniki sugerują, że chińska gospodarka rozwija się w tempie bliższym 4,5 proc. Kto jest bliższy prawdy?
My, podobnie jak MFW, spodziewamy się wzrostu PKB o 6,8 proc. To, że opinie są tak rozbieżne, wynika z tego, że chińska gospodarka szuka nowej równowagi. W niektórych sektorach koniunktura jest więc słaba, ale w innych jest dobra. Do tej pierwszej kategorii należą m.in. górnictwo, metalurgia, przemysł cementowy oraz produkcja ogniw fotowoltaicznych. W części z nich maleje nie tylko wartość inwestycji, ale też produkcja. Dawniej administracja próbowałaby pobudzić te sektory, ale obecnie raczej stymuluje inwestycje w infrastrukturę: transportową, energetyczną, wodną. Problem polega na tym, że sektory, które zmagają się z trudnościami, odpowiadają za około 65 proc. PKB i to na nich skupiała się uwaga ekonomistów. Także zagraniczne firmy, które do niedawna prężnie rozwijały się w Chinach, działały w tych problematycznych sektorach. Teraz więc raportują, że ich wyniki się pogarszają. Jeśli więc ktoś ciągle skupia się na tych „starych" Chinach, to rzeczywiście może odnieść wrażenie, że tamtejsza gospodarka ostro hamuje. Stąd tezy, że światu grozi recesja wywołana właśnie spowolnieniem w Państwie Środka. Ale jednocześnie „nowe" Chiny prężnie się rozwijają, tylko że tego nie widać na pierwszy rzut oka.
Jakie są te „nowe" Chiny?
Opierają się na usługach, a nie przemyśle, i na konsumpcji, zamiast inwestycjach i eksporcie. W Chinach kwitną: e-handel, turystyka, telekomunikacja oraz usługi medyczne. Rosną też wydatki na żywność, kosmetyki i wiele innych dóbr. Wprawdzie zachodni producenci dóbr luksusowych skarżą się na spadek popytu w Chinach, ale to akurat jest efekt toczącej się tam kampanii antykorupcyjnej. W każdym razie te zjawiska nie znajdują pełnego odzwierciedlenia w powszechnie obserwowanych danych, np. dynamice inwestycji czy produkcji. Ale nie chodzi tylko o oficjalne statystyki. Ta nowa chińska gospodarka jest nieco mniej energochłonna od starej, więc zużycie energii elektrycznej, jeden z popularnych nieoficjalnych barometrów koniunktury, może być mylące. Podobnie jest z innym tego rodzaju wskaźnikiem, czyli wolumenem przewozów kolejowych, który może maleć nie w związku z dekoniunkturą, tylko spadkiem cen paliw, zwiększającym atrakcyjność transportu kołowego. To są pułapki korzystania z nieoficjalnych danych.
Nieoficjalne dane mogą być mylące, ale oficjalne są powszechnie kwestionowane. W ostatnich latach głośno było np. o problemie fałszywych faktur, którymi spółki próbowały maskować swoje spekulacje na rynku walutowym, gmatwając przy okazji statystyki dotyczące handlu zagranicznego. Jak więc oceniać koniunkturę w Państwie Środka?