Amerykański indeks giełdowy S&P 500 zyskał od początku roku już blisko 18 proc. Wygląda na to, że będzie to dla niego najlepsze pierwsze półrocze od 1997 r. W piątek zaczął sesję od lekkiego spadku po tym, jak dzień wcześniej ustanowił rekord. Od początku rynku byka, czyli od marca 2009 r., wzrósł o 337 proc., co czyni obecną hossę drugą pod względem długości i stopy zwrotu w historii. (Dłuższa była tylko hossa z lat 1987–2000, która przyniosła wzrost indeksu S&P 500 o 582 proc.)
Od rekordu niewiele dzieli również amerykańską gospodarkę. Brakuje jedynie miesiąca, by obecny okres ekspansji gospodarczej w USA, trwający od 2009 r., stał się najdłuższy w historii. Choć coraz częściej pojawiają się sygnały świadczące o rosnącym ryzyku recesji w USA, to inwestorzy nabrali nadziei, że Fed znów wesprze rynki i gospodarkę.
Szansa na zwyżki
O tym, jak zmienne bywają oczekiwania analityków dotyczące polityki pieniężnej, mogą świadczyć choćby wyniki sondażu „Wall Street Journal" przeprowadzonego w styczniu wśród analityków. Żaden z nich w swoich prognozach nie przewidywał, że rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich spadnie w tym roku poniżej 2,5 proc. Wielu się spodziewało, że na koniec czerwca będzie przewyższała 3 proc., a jeden analityk wskazał nawet na 3,75 proc. Tymczasem w tym tygodniu rentowność amerykańskich dziesięciolatek spadła poniżej 2 proc. i znalazła się najniżej od listopada 2016 r.
Choć Fed był dosyć ostrożny w komunikacie wydanym po ostatnim posiedzeniu, to rynek spodziewa się, że może dokonać w drugiej połowie roku i w 2020 r. łącznie trzech cięć stóp procentowych. Np. analitycy Morgan Stanley spodziewają się pierwszej obniżki stóp już w lipcu. Rynek szykuje się również na to, że luzować politykę pieniężną będzie Europejski Bank Centralny. Taki scenariusz zasugerował Mario Draghi, prezes EBC, podczas niedawnego wystąpienia w Sintrze.