W sytuacji, w której globalna gospodarka odczuwa niedobory wszelkiego rodzaju surowców – od ropy naftowej po piasek – brazylijski rynek teoretycznie powinien być mocno rozgrzany. Wszak taka sytuacja oznacza złote żniwa dla eksporterów surowców z Brazylii. Osłabienie reala – o blisko 5 proc. wobec dolara od początku roku – powinno dodatkowo wspierać ich zyski i co za tym idzie, kursy akcji. Tak jednak tym razem nie jest. Brazylijska giełda radzi sobie w tym roku dosyć słabo. Indeks Bovespa stracił od początku stycznia 8 proc. Od końca czerwca stracił prawie 13 proc., co stawia go wśród najgorszych głównych indeksów giełdowych świata. Wypada w tym okresie tylko niewiele gorzej niż mocno poturbowany Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu. Z kiepską koniunkturą na giełdzie kontrastuje dosyć przyzwoite tempo wzrostu osiągane przez największą gospodarkę Ameryki Południowej. Czemu więc inwestorzy w tym roku patrzą tak niechętnie na rynek brazylijski? Część analityków tłumaczy to głównie czynnikami politycznymi. – Wcześniej w tym roku Brazylia była częścią ulubionej strategii inwestorów, ale wypadła z ich łask. Bolsonaro stracił wiarygodność wśród inwestorów – twierdzi Marc Chandler, główny strateg rynkowy w firmie Bannockburn Global Forex.
Odliczanie do wyborów
Jair Bolsonaro jest prezydentem Brazylii od początku 2019 r. i długo był uznawany przez inwestorów za przywódcę, który będzie w stanie przeprowadzić w Brazylii choć część potrzebnych jej reform gospodarczych. Już perspektywa jego zwycięstwa w wyborach prezydenckich z 2018 r. była silnym impulsem do zwyżek dla indeksu Bovespa. Inwestorzy wyraźnie cieszyli się, że odsunie on od władzy skorumpowaną i nieudolną ekipę Partii Pracy. Bovespa zyskała więc od dołka z czerwca 2018 r. 56 proc. (W tym czasie WIG20 wzrósł o 14 proc., a S&P 500 zyskał 64 proc.). Kolejne wybory prezydenckie mają się odbyć w październiku 2022 r., a nastroje przed nimi są już zupełnie odmienne niż przed poprzednimi. Aż 61 proc. Brazylijczyków ocenia pracę obecnego prezydenta źle lub bardzo źle. W sondażach ma on od 24 proc. do 33 proc. poparcia, gdy jego główny rywal – Luiz Inacio Lula da Silva (prezydent w latach 2003–2010 reprezentujący Partię Pracy, w latach 2018–2020 odbywający kare w więzieniu za korupcję) – 36–48 proc. W ostatnich tygodniach doszło w Brazylii do serii dużych demonstracji przeciwników Bolsonaro. Pojawił się też wniosek o impeachment prezydenta. A przecież jeszcze w grudniu 2020 r. w sondażach przeważały dobre o nim opinie – źle lub bardzo źle oceniało go tylko 32 proc. Brazylijczyków. Co się więc stało, że przybyło mu tak wielu przeciwników?
W mainstreamowych narracjach wskazuje się głównie na to, że Brazylijczycy źle oceniają to, jak prezydencka administracja radzi sobie z pandemią Covid-19. Na wirusa z Wuhan zmarło w Brazylii, według oficjalnych danych ponad 600 tys. osób. Bolsonaro jest natomiast często oskarżany o to, że lekceważy pandemię i zniechęca do szczepień. (Sam jest ozdrowieńcem z Covid-19 i uznał, że nie musi przyjmować szczepionki). – W którym kraju ludzie nie umierają? Powiedzcie mi! Nie przyszedłem tutaj, by być zanudzanym takimi pytaniami – w ten sposób niedawno odpowiedział na pytanie dziennikarza o dużą liczbę zgonów na koronawirusa w Brazylii. Raport Senatu poświęcony polityce administracji Bolsonaro wobec pandemii, już określił jej skutki jako „wielokrotne zabójstwo". Obwinianie przywódcy państwa o covidowe zgony jest jednak zbytnim uproszczeniem. Brazylia to przecież kraj o ustroju federalnym, w którym poszczególne stany same decydują, jakie obostrzenia covidowe wprowadzać. W niektórych te restrykcje były ostre. Ponadto w ostatnich miesiącach sytuacja pandemiczna wyraźnie się w Brazylii poprawiła. O ile w marcu oficjalna liczba nowych infekcji przekraczała 90 tys. dziennie, a w kwietniu dzienna liczba zgonów powiązanych z Covid-19 przebijała 4 tys., to w połowie października nowych infekcji było mniej niż 6 tys. dziennie, a covidowych zgonów mniej niż 150 dziennie. Jak na kraj liczący 213 mln mieszkańców to bardzo mało. W pełni zaszczepione na Covid-19 jest już 50 proc. populacji Brazylii, co jest dobrym wynikiem jak na wielką gospodarkę wschodzącą.
Nie zmienia to jednak faktu, że pandemia wywołała wstrząsy w gospodarce globalnej, które odczuwają zwykli Brazylijczycy. Inflacja wyniosła we wrześniu 10,25 proc. r./r. i była najwyższa od 2016 r. Najmocniej wzrosły wówczas ceny paliw (39,6 proc. r./r.), elektryczności (28,8 proc.) i transportu (17,9 proc.). Drożyzna nie jest tylko skutkiem zatorów w łańcuchach dostaw i galopujących cen ropy. Do wzrostu cen prądu przyczyniła się susza – niski stan wód poważnie zakłócił pracę wielu hydroelektrowni. W reakcji na przyspieszającą inflację Bank Centralny Brazylii podniósł w tym roku stopy procentowe już pięciokrotnie. Ostatni raz zrobił to 22 września, podwyższając główną stopę o 100 pkt baz., do 6,25 proc. Mediana prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberga wskazuje, że na koniec roku stopa ta sięgnie 7,95 proc. a w pierwszym kwartale 2022 r. – 8,45 proc. Zapewne poparcie dla Bolsonaro nie spadałoby tak, gdyby płace rosły szybciej niż inflacja. Tymczasem średnia płaca realna w Brazylii spadła z 2751 reali (1964 zł) w październiku 2020 r. do 2501 reali (1785,5 zł) w czerwcu 2021 r. Stopa bezrobocia zmniejszyła się co prawda do 13,7 proc. w okresie trzech miesięcy zakończonych w lipcu 2021 r., ale i tak oznacza to, że bez pracy pozostaje 14 mln Brazylijczyków.