Jak mocno kryzys w strefie euro uderzy w Europę Środkowo-Wschodnią?
Nie da się uniknąć tego, by spowolnienie w strefie euro pozostało bez wpływu na gospodarki w naszym regionie. Nawet Polska, która bardzo długo się temu opierała dzięki dużemu rynkowi krajowemu i wysokim inwestycjom w infrastrukturę, też już to odczuwa. Są dwa główne kanały, którymi kryzys przenosi się do naszego kraju. Pierwszym z nich, bardziej tradycyjnym jest handel. Strefa euro ciągle jest przecież głównym odbiorcą polskiego eksportu – trafia tam więcej niż połowa, a z mniejszych krajów naszego regionu nawet 70 proc. eksportu. Spadek popytu wewnętrznego w państwach eurolandu, ale także na rynkach poza jego granicami – wolniejszy wzrost gospodarczy w USA, Chinach i ogólnie na świecie – wpływają na zamówienia eksportowe w krajach naszego regionu. To z kolei powoduje spadek produkcji przemysłowej, pogorszenie sentymentu w sektorze przedsiębiorstw, co ma przełożenie na inwestycje oraz spadek konsumpcji w obawie przed utratą pracy i dochodów. To spowolnienie było oczywiście dużo bardziej widoczne w mniejszych krajach naszego regionu, bardziej otwartych. One bardzo odczuły spadek eksportu w I i II kwartale, co przełożyło się na pogorszenie nastrojów wśród konsumentów i przedsiębiorców. W obecnej sytuacji ważniejszy jest jednak drugi kanał, przez który sytuacja w strefie euro wpływa na nasz region, czyli rynki finansowe. Sytuacja na nich jest większą niewiadomą, ponieważ ryzyko nagłych, dużych zmian jest wysokie, a Polska i inne kraje regionu w ostatnich latach bardziej się zintegrowały finansowo z rynkami finansowymi Europy i reszty świata. We wszystkich krajach regionu zwiększyła się obecność zagranicznych inwestorów na rynkach długu i akcji. To, co dzieje się poza naszym regionem, bardzo mocno więc wpływa na to, co się dzieje na rynkach regionu i po jakimś czasie ma przełożenie na realną gospodarkę. Jednakże, o ile spowolnienie rozlewające się poprzez kanał handlowy działa na wszystkie kraje podobnie, to w przypadku kanału finansowego reakcje są bardziej zróżnicowane. Dla przykładu, chociaż osłabienie złotego jest pozytywnym wydarzeniem dla polskich eksporterów, to już osłabienie forinta jest fatalną wiadomością dla Węgier, ze względu na duże zadłużenie gospodarstw domowych w obcych walutach.
Nie spodziewajmy się, że powtórzy się sytuacja z roku 2009, gdy wzrost gospodarczy w Polsce był znacznie wyższy od jego tempa w innych krajach regionu
Na razie jednak aktywa z regionu cieszą się popularnością wśród inwestorów...
Ilościowe luzowanie polityki pieniężnej przez największe banki centralne wpływa na to, że na rynkach jest duża podaż płynności, ale równocześnie jest bardzo niski zwrot z aktywów w krajach, z których te aktywa pochodzą. Mamy np. ujemną rentowność niemieckich obligacji. Tymczasem, mimo że rentowność obligacji polskich, czeskich czy węgierskich spadła, to są nadal znacząco wyższe niż rentowność obligacji niemieckich czy amerykańskich. To powoduje napływ kapitału do krajów naszego regionu. I dzieje się tak nawet mimo recesji w Czechach i na Węgrzech oraz niedużego postępu w ich negocjacjach z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską.To spowodowało, że rynkowe stopy procentowe w regionie spadły, a krzywa rentowności obligacji się spłaszcza. Oznacza to, że jest duży popyt na wszystkie kategorie długu. Ta sytuacja rynkowa doprowadziła też do obniżki stóp procentowych na Węgrzech, mimo że czysto węgierskie czynniki temu nie sprzyjały. Oczywiście niższe stopy procentowe i napływ kapitału powinny, teoretycznie, wspierać gospodarkę, ale również zwiększają ryzyko nagłego wyjścia kapitału z regionu, co miałoby dość negatywne skutki. Każde tak gwałtowne zawirowanie na rynku walutowym lub pieniężnym jest negatywnym wydarzeniem dla lokalnych przedsiębiorców, banków i inwestorów.