Problem z polskim filmem
– Dobra wiadomość jest taka, że rośnie frekwencja na filmach zagranicznych, a to oznacza, że problem repertuaru ze studiów hollywoodzkich został zażegnany – uważa Jagiełło.
– Obserwujemy natomiast spadek frekwencji na filmach polskich. Jest ich mniej, a te, które są wyświetlane przyciągają mniejszą widownię. To dotyczy także naszego „Kleksa” – mówi Tomasz Jagiełło.
W ubiegłym roku na pierwszą część remake’u „Akademii Pana Kleksa” sprzedało się ponad 2,9 mln biletów. Na drugą – „Kleks i wynalazek Filipa Golarza” – w br. – 1,2 mln – mówią statystyki.
Nasi rozmówcy wskazują, że pierwsza część miała dużo większe wsparcie marketingowe niż druga. - Z takim wsparciem zdecydowanie więcej polskich filmów mogłoby znaleźć i budować swoją publiczność – uważa Paweł Świst.
- Obserwujemy, że duże tytuły, zwłaszcza te kierowane do młodej widowni, wspierane istotnymi budżetami promocyjnymi, radzą sobie najlepiej i notują dobre wyniki sprzedażowe. Z polskich tytułów mających premiery w 2025 jedynie dwa tytuły nieznacznie przekroczyły 1 milion widzów. To właśnie tutaj upatrujemy największego potencjału do wzrostu – komentuje także Oldrich Kubista, pytany o oczekiwania na drugie półrocze br.
Zdaniem Jagiełły problem nie leży tylko w marketingu. – Widzimy różne oznaki osłabienia na rynku produkcji polskich filmów. Może ich powstawać mniej. Po pierwsze, filmy podrożały, po drugie, Telewizja Polska w likwidacji wydaje na ten cel mniej, po trzecie, widać zmianę zachowania największego dystrybutora – Kino Świat. My czekamy na pieniądze z PISF na dwa filmy – podaje Jagiełło. Chodzi o film „Szpiedzy” i film o Jacku Kuroniu.