Jak Ameryka może teraz przemodelować Bliski Wschód

Zaangażowanie USA w bombardowanie Iranu początkowo wyglądało na chodzenie supermocarstwa na izraelskiej smyczy. Okazało się jednak genialnym zagraniem, które może prowadzić do pokoju w regionie i może być po myśli bogatych arabskich monarchii.

Publikacja: 04.07.2025 06:00

Izraelski premier Binjamin Netanjahu, by uniknąć więzienia za korupcję, jak dotąd zniszczył Strefę G

Izraelski premier Binjamin Netanjahu, by uniknąć więzienia za korupcję, jak dotąd zniszczył Strefę Gazy i w spektakularny sposób pokonał Hezbollah oraz Iran.

Foto: Ting Shen/Bloomberg

Dwunastodniowa wojna między Izraelem oraz Iranem pokazała, że wieści o upadku znaczenia USA na Bliskim Wschodzie były znacznie przesadzone. To bowiem Ameryka zakończyła ten konflikt, doprowadzając do rozejmu między obiema stronami. Nieco wcześniej Amerykanom udało się zbombardować trzy główne irańskie obiekty nuklearne, nie napotykając przy tym najmniejszego oporu, ani nie ponosząc żadnych strat. Eksperci pewnie jeszcze długo będą się spierać, jak bardzo ten nalot był niszczący dla irańskiego programu jądrowego – czy zniszczył go całkowicie, czy tylko opóźnił o kilka miesięcy. (Trump wcześniej sygnalizował, że może dokonać takiego ataku, co Irańczycy mogli wykorzystać do ewakuacji z tych obiektów uranu i części maszyn). Faktem jest jednak to, że Iran odpowiedział na to jedynie „teatralnym” wystrzeleniem kilku rakiet na amerykańską bazę w Katarze – o czym wcześniej zawiadomił Katarczyków i władze USA. Doszło więc do sytuacji niezwykłej – co prawda prezydent USA wplątał swój kraj w wojnę po stronie Izraela, ale zrobił to tak, by szybko zakończyć konflikt, nie ponieść przy tym żadnych strat i sprawić, by ceny ropy spadły. Teraz jednak USA czeka trudniejsze zadanie: sklejanie mocno popękanego Bliskiego Wschodu.

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej zwi

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej związać swój kraj z Chinami i pozyskać od nich nowoczesną broń. Fot. Patrick T. Fallon/AFP

Nowy Lewant

30 czerwca Biały Dom poinformował o zniesieniu kolejnych sankcji na Syrię. Obecna administracja dała wyraźny kredyt zaufania nowym syryjskim władzom, kierowanym przez prezydenta Ahmeda asz-Szarę. Trump okazał to już, spotykając się z nim podczas swojej wizyty w Rijadzie. Choć Izrael przyjął początkowo wrogie stanowisko wobec nowych syryjskich władz (bombardował lotniska i składy broni, próbował sprowokować Druzów do rozpalenia wojny domowej i zbrojnie zajął część terytorium Syrii), to obecnie prowadzi z nimi negocjacje pokojowe. Z przecieków wynika, że Damaszkowi zależy przede wszystkim na wycofaniu izraelskich wojsk okupacyjnych, gwarancji granic i pokoju. Sprawa spornych Wzgórz Golan nie jest stawiana „na ostrzu noża”, gdyż Izrael nie zamierza ich oddawać. Pojawiła się za to propozycja stworzenia „parku pokoju” na Golanie. W izraelskich miastach już pojawiły się plakaty promujące tzw. Porozumienia Abrahamowe (układy o normalizacji stosunków między Izraelem a państwami arabskimi, na których asz-Szara jest pokazany obok arabskich monarchów z regionu, Trumpa oraz izraelskiego premiera Netanjahu). Syria już faktycznie wypadła z antyizraelskiej „osi oporu”, której patronował Iran, a znalazła się w tureckiej i saudyjskiej orbicie wpływów.

– Jeśli Trump zasygnalizuje, że chce brać w tym udział i powie asz-Szarze, że pomoże odbudować jego kraj, to wszystko jest możliwe, nawet spotkanie syryjskiego prezydenta z Netanjahu. W innym wypadku, proces będzie toczył się powoli, krok po krok – stwierdził w rozmowie z izraelskim serwisem Kan News, Abraham Cooper, amerykański rabin, który niedawno prowadził rozmowy z syryjskim przywódcą.

Amerykański prezydent Donald Trump, co prawda zbombardował obiekty nuklearne w Iranie, ale wykorzyst

Amerykański prezydent Donald Trump, co prawda zbombardował obiekty nuklearne w Iranie, ale wykorzystał to do szybkiego zakończenia wojny.

Foto: Yuri Gripas/Abaca/Bloomberg

Pokój na gruzach?

Administracja Trumpa naciskała też na to, by rząd Netanjahu zakończył operacje wojskowe w Strefie Gazy i zawarł rozejm z Hamasem, w ramach którego wypuszczeni zostaliby wszyscy zakładnicy porwani w październiku 2023 r. przez tę organizację terrorystyczną. Trump we wtorek wieczorem ogłosił nawet, że Izrael przyjął warunki 60-dniowego rozejmu. Nie wiadomo jednak, czy ta inicjatywa rzeczywiście zostanie wdrożona i przetrwa.

W kwestii rozejmu pragnienia Trumpa są zbieżne z pragnieniami dużej części Izraelczyków (szczególnie tych nastawionych opozycyjnie wobec Netanjahu). Ułatwiłoby to też zawarcie porozumienia o normalizacji stosunków między Izraelem oraz Arabią Saudyjską. Wszak arabskim rządom trudno prowadzić interesy z Izraelem, gdy opinia publiczna w ich krajach jest wzburzona postępowaniem izraelskiej armii wobec Palestyńczyków.

Rząd Netanjahu dotychczas sprawiał jednak wrażenie, że nie chce kończyć wojny w Gazie i nie ma sensownego pomysłu, co zrobić z tym morzem ruin i zamieszkującymi go Palestyńczykami. Pole manewru mocno mu utrudnia to, że jego przetrwanie wisi na partiach ekstremalnych nacjonalistów i religijnych fanatyków. (Z tego powodu nie powstrzymuje on również ataków osadników-ekstremistów na spokojną, chrześcijańską ludność arabską na Zachodnim Brzegu). Dla premiera Netanjahu ucieczka w wojnę jest sposobem na utrzymanie swojego rządu przy życiu i uniknięcie wyroku za korupcję. W tym kontekście należy widzieć apel Trumpa, by izraelskie sądy przestały ścigać premiera. „Ta parodia »sprawiedliwości«” będzie kolidować z negocjacjami zarówno z Iranem, jak i z Hamasem” – napisał Trump w sieci.

Netanjahu ma w sobotę dyskutować ze swoimi ministrami na temat ewentualnego rozejmu z Hamasem. Później uda się do Waszyngtonu, gdzie spotka się z Trumpem. Amerykański prezydent zapowiedział, że będzie „bardzo stanowczy” wobec Netanjahu w sprawie zakończenia wojny. Trumpowi bardzo zależy na wizerunku przywódcy, który wygasza konflikty na świecie. Pamiętajmy również, że wybory prezydenckie z 2024 wygrał również dzięki przyciągnięciu do siebie (lub przynajmniej na zniechęceniu do głosowania na Kamalę Harris) sporej części amerykańskiego elektoratu muzułmańskiego, któremu obiecywał m.in. zakończenie wojny w Strefie Gazy. Jego późniejsze, kuriozalne pomysły w stylu przebudowy Gazy w bliskowschodnią riwierę, sprawiły, że zapomniano o tych obietnicach, ale wygląda na to, że Trump nadal traktuje je poważnie. Autentycznie marzy mu się uzyskanie Pokojowej Nagrody Nobla za swoje działania na Bliskim Wschodzie.

Wnioski z wojny

Trump wyrażał również gotowość powrotu do rozmów z Iranem. Taką jego intencję oficjalnie ogłosił Steve Witkoff, specjalny prezydencki wysłannik na Bliski Wschód. Według CNN, prezydent USA zaczął kusić Iran możliwością zdjęcia większości sankcji oraz przeznaczeniem 30 mld USD na irański… pokojowy program nuklearny. Trump później jednak ostro zaprzeczał tym doniesieniom. Twierdził, że „w odróżnieniu od Obamy” nie chciał niczego dać Iranowi za darmo. Zapowiedział również, że może znów zbombardować Iran, jeśli wróci on do swojego programu nuklearnego. Czy jednak amerykański prezydent rzeczywiście zmienił swoje stanowisko, czy to tylko retoryka na potrzeby krajowego elektoratu? Groźba powrotu do konfrontacji całkiem nie zniknęła. W Iranie, nawet po zawarciu rozejmu, dochodziło do tajemniczych eksplozji i ataków dronów. Saudyjska telewizja al-Arabiya donosiła natomiast, że Izrael szykuje drugą fazę ataków lotniczych na Iran, która ma być silniejsza od pierwszej. Na razie jednak wszystkie strony konfliktu mogą cieszyć się "chwilą oddechu", analizować błędy popełnione podczas wojny.

Tuż po rozpoczęciu rozejmu, delegacja irańskiego resortu obrony poleciała do Chin, ustalić tam możliwości zakupu nowocześniejszego chińskiego sprzętu – w tym myśliwców J-10. Rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej okazały się podczas tej wojny bezużyteczne. Potwierdziło się też, że armia irańska jest słaba i mocno niedoinwestowana. Izraelskie lotnictwo szybko zdobyło panowanie w powietrzu nad Iranem i niszczyło na lotniskach sprzęt zakupiony jeszcze w latach 70. przez szacha, taki jak myśliwce F-14. Na irańskim reżimie zemściło się to, że przez całe dekady traktował armię (z przyczyn politycznych) po macoszemu, głodząc ją finansowo. Okazało się, że armii nie mógł zastąpić reżimowy Korpus Strażników Rewolucji. W całym konflikcie zginęło aż 30 irańskich generałów, podczas gdy Irańczykom udało się zabić (czysto przypadkowo, w ostrzale rakietowym Berszewy) tylko jednego izraelskiego żołnierza. Jedynym mocnym punktem irańskich sił zbrojnych okazały się rakiety balistyczne, a zwłaszcza te hipersoniczne. Liczba udokumentowanych wizualnie trafień w izraelskie cele była co prawda stosunkowo niewielka, ale straty materialne były bolesne. Trafione były m.in. wieżowce Tel Awiwu, rafineria w Hajfie, czy Instytut im. Weizmanna, czyli wiodący izraelski ośrodek naukowy. Już po tygodniu wojny Izraelczykom zaczynało brakować antyrakiet w systemie obrony powietrznej. Straty materialne poniesione przez Izrael przez te 12 dni szacowane są na 9 mld - 20 mld USD. Blisko 8 tys. Izraelczyków musiało opuścić swoje domy lub mieszkania.

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej zwi

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej związać swój kraj z Chinami i pozyskać od nich nowoczesną broń.

Foto: PATRICK T. FALLON/AFP

Siła pieniądza

Rzadko się analizuje wpływ bogatych, arabskich monarchii na przebieg wojny izraelsko-amerykańsko-irańskiej. Pojawiają się jednak przecieki mówiące, że Katar mocno przyczynił się do osiągnięcia rozejmu, a także przygotowywał warunki zawieszenia broni między Izraelem a Hamasem. Sunnickim monarchom nigdy nie uśmiechało się, by Iran był regionalną potęgą. Osłabienie go rękami Izraela zapewne nie było więc przyjmowane przez nich jako coś złego. Zależało im głównie na tym, by konflikt się szerzej nie rozlał oraz by Iran w odwecie nie atakował ich portów naftowych ani nie blokował Cieśniny Ormuz. O to, by nie doszło do zbyt dużej eskalacji zadbał więc Trump – prezydent, którego nieco wcześniej arabscy monarchowie obsypali setkami miliardów dolarów obiecanych obietnic i któremu podarowali nowe Air Force One. Być może to zaowocowało tym, że Izrael wykonał zadziwiająco mało uderzeń na cele naftowe w Iranie…

Rynek naftowy zbytnio wojną się nie przejął

Cena baryłki ropy gatunku WTI wynosiła 12 czerwca – tuż przed atakiem Izraela na Iran – około 68 USD. Następnego dnia rano sięgnęła poziomu 76 USD. W kolejnych dniach zbliżyła się do 78 USD za baryłkę. Amerykańskie bombardowania irańskich obiektów nuklearnych nie doprowadziły do jej znaczącego wzrostu. Wręcz przeciwnie – w poniedziałek 23 czerwca, czyli w ciągu pierwszej sesji po tym uderzeniu, cena ropy spadła poniżej poziomu 66 USD za baryłkę. Surowiec stał się tańszy niż przed rozpoczęciem konfliktu, gdyż inwestorzy szybko zrozumieli, że Iran dokona jedynie symbolicznej akcji odwetowej.

W kolejnych dniach sytuacja na rynku naftowym była dosyć spokojna, a cena surowca niewiele się zmieniała. W czwartek 3 lipca za baryłkę ropy WTI płacono 66,7 USD. Cena była niższa o prawie 7 proc. niż na początku roku i o nieco ponad 20 proc. niż 12 miesięcy wcześniej. I trudno się temu dziwić. Wojna amerykańsko-izraelsko-irańska oszczędziła bowiem główne instalacje naftowe Iranu na wyspie Chark. Irański odwet ominął natomiast podobne instalacje w Arabii Saudyjskiej i ZEA. Nie doszło do blokady Cieśniny Ormuz (choć Iran przygotowywał się do jej zaminowania). Prezydent USA Donald Trump powiedział natomiast, że Chiny nadal mogą kupować irańską ropę. To oznacza, że porzucił ideę nałożenia sankcji wtórnych dla odbiorców tego surowca. Niebezpieczeństwo dla podaży zniknęło. Tymczasem państwa OPEC+ kontynuują zwiększanie produkcji ropy, zainicjowane przez Arabię Saudyjską. Podaż ropy na globalnych rynkach rośnie więc, a perspektywy dla popytu są niepewne (ze względu choćby na wojny handlowe rozpętane przez USA i spowolnienie gospodarcze w Chinach).

Wpływ wojny na bliskowschodnie giełdy był zróżnicowany. TA-35, główny indeks giełdy w Tel Awiwie, bił w ostatnich dniach rekord za rekordem, a od początku roku wzrósł o prawie 26 proc. Zwyżkom nie przeszkodziło nawet to, że siedziba telawiwskiej giełdy TASE została uszkodzona w wyniku irańskiego ataku rakietowego. Dosyć słabo radził sobie natomiast saudyjski indeks giełdowy Tadawul All Share. Od początku roku spadł o ponad 7 proc. Dołek osiągnął 22 czerwca, czyli w dniu, w którym świat obiegły wiadomości o amerykańskim uderzeniu na Iran. Saudyjski indeks giełdowy odbił się jednak później o blisko 6 proc. od dołka. Emiracki indeks FTSE ADX ustanowił natomiast niedawno rekord, a od początku roku zyskał blisko 6 proc.

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej zwi

Irański najwyższy przywódca ajatollah Ali Chamenei, będzie prawdopodobnie próbował teraz mocniej związać swój kraj z Chinami i pozyskać od nich nowoczesną broń. Fot. Patrick T. Fallon/AFP

Gospodarka światowa
Dobra sytuacja na rynku pracy w USA może zniechęcić Fed do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Microsoft znów redukuje zatrudnienie
Gospodarka światowa
Cła Trumpa mogą uderzyć w hossę na giełdzie w Tokio
Gospodarka światowa
Banki powiększyły dywidendy
Gospodarka światowa
Meta stawia na superinteligencję
Gospodarka światowa
Inflacja w strefie euro nieznacznie rośnie, osiągając w czerwcu cel EBC