Styczeń przyniósł rekordowe w skali ostatnich lat napływy do krajowych funduszy obligacji. Samo to mogło sprawić, że części inwestorom zapaliła się lampa ostrzegawcza. Przypomnijmy, że gdy na przełomie lat 2020 i 2021 wpłaty do funduszy dłużnych wyraźnie wzrosły, zaraz potem produkty te (wraz z rozpędzającą się inflacją) zaczęły tracić. Dziś jesteśmy jednak raczej bliżej końca drogi walki z wysoką dynamiką wzrostu cen, a dla ewentualnych zwyżek rentowności dość grubą poduszką bezpieczeństwa są całkiem wysokie rentowności papierów skarbowych, ale i narzędzia, którymi dysponują zarządzający.

– Fundusze obligacji skarbowych lokujące w papierach wymagalnych w średnim i długim terminie są często zarządzane aktywnie – zauważa Izabela Sajdak, zarządzająca BNP Paribas TFI. Jak przyznaje, zarządzający starają się reagować na bieżącą sytuację rynkową. – Niekoniecznie wzrost rentowności obserwowany na szerokim rynku będzie przekładał się na spadek jednostki uczestnictwa – podkreśla Sajdak. Zarządzający funduszami mogą też korzystać z instrumentów pochodnych w zależności od strategii funduszu.

Czytaj więcej

Czy wypada mieć więcej niż jeden fundusz w danej grupie

Pod koniec wtorkowej sesji rentowność polskich papierów dziesięcioletnich sięgała 5,33 proc., a to oznaczało zwyżkę o 2 pkt baz. Wygląda na to, że luty może zakończyć się przeceną polskich obligacji, choć w bardzo ograniczonej skali – na koniec stycznia oprocentowanie obligacji dziesięcioletnich wynosiło 5,22 proc. Jak dotąd w tym roku wskaźnik ten najwyżej był w połowie miesiąca, kiedy maksymalne zamknięcie wypadło na 5,5 proc. Zniżki notowań polskich obligacji sprawiają, że indeks polskich papierów skarbowych TBSP w tym roku notuje zwyżkę jedynie o 0,3 proc. „Wpadka” w postaci straty od początku roku zdarzyła się (według wyceny na 23 lutego) jak dotąd tylko dwóm produktom z czterech głównych grup funduszy obligacji.paan