Spożywcza grupa zamierza urosnąć organicznie o kilkadziesiąt procent w perspektywie kilku lat. - Łączne przychody Bakallandu i Delecty już teraz przekraczają 400 mln zł więc nie powinno być żadnych problemów żeby za kilka lat przekroczyć poziom 0,5 mld zł rocznej sprzedaży, przy marży EBITDA przekraczającej 10 proc. – mówi „Rz" Marek Moczulski, prezes Bakallandu. W ostatnich kilkunastu miesiącach firma koncentrowała się na integracji z Delectą.
- Od początku tego roku działamy już operacyjnie jako jedna firma. Jesteśmy jednym z niewielu przykładów, gdzie dwa plus dwa daje pięć – twierdzi Moczulski, podkreślając że produkty Bakallandu i Delecty są komplementarne i nie występuje efekt kanibalizacji.
Tymczasem branża mocno narzeka na trudną sytuację na rynku surowców. - Z jednej strony niektóre surowce, takie jak np. cukier, tanieją. Stąd oczekiwania konsumentów, że ceny produktów powinny pójść w dół. Tymczasem surowce kluczowe dla branży bakaliowej są na historycznie najwyższych poziomach – podkreśla szef Bakallandu. Wskazuje, że ceny moreli, śliwek, czy też orzechów w ostatnich kilkunastu miesiącach bardzo mocno poszły w górę. To z kolei wymusza wzrost cen produktów, choć nie jest to łatwe, ponieważ sieci handlowe niechętnie się na podwyżki zgadzają.
- Natomiast naszej grupie wyraźnie sprzyja długoterminowy trend wzrostu popytu Polaków na produkty prozdrowotne, takie jak właśnie bakalie, które wykorzystywane są już nie tylko jako dodatek do ciast, ale coraz częściej jako zdrowa przekąska – mówi prezes.
Obecnie większościowym akcjonariuszem Bakallandu jest fundusz private equity Innova Capital. Kilka miesięcy temu bakaliowa firma została wycofana z GPW i nie musi już ujawniać wyników finansowych.