Wprawdzie decyzja Izby Cywilnej Sądu najwyższego została przesunięta – instytucja oficjalnie poinformowała, że uchwała ma zapaść 13 kwietnia, a nie 25 marca, jak pierwotnie planowano – jednak miecz Damoklesa nad bankami nadal wisi. Rozstrzygnięcie nastąpi nieco później, ale skutki mogą nadal być bardzo dotkliwe dla kredytodawców. Którzy mogą mieć kłopoty?
Spory zakres potencjalnych kosztów
Przypomnijmy najpierw, z jakimi kosztami będą musiały się zmierzyć banki w zależności od realizacji poszczególnych scenariuszy. Pierwszy i najmniej realny to taka uchwała SN, zgodnie z którą banki będą mogły zastąpić kwestionowane przez klientów klauzule przeliczeniowe w umowach kredytów mieszkaniowych średnim kursem NBP (to byłoby równoznaczne ze zwrotem spreadów). Dla całego sektora byłby to koszt rzędu 6–7 mld zł, czyli bardzo niski w porównaniu z czynnym portfelem frankowym (wartym na koniec 2020 r. 97 mld zł brutto) czy łącznymi funduszami własnymi banków komercyjnych (około 215 mld zł).
Koszt ugód w wersji zaproponowanej przez Komisję Nadzoru Finansowego (przewalutowanie hipoteki po kursie z dnia zaciągnięcia i rozliczenie tak, jakby od początku był to kredyt złotowy oprocentowany wg stawki WIBOR powiększonej o marżę) to 43 mld zł (przy założeniu objęcia takimi ugodami wszystkich kredytów, zarówno czynnych, jak i spłaconych. Podobna konstrukcja, czyli utrzymanie umowy po konwersji według pierwotnego kursu, ale oprocentowanie ze stawką LIBOR, to koszt dla sektora rzędu 85 mld zł (przy założeniu, że wszyscy klienci idą do sądów, także ci mający spłacone kredyty, wszyscy wygrywają).
Z kolei unieważnianie umów z możliwością uzyskania od klientów opłaty za udostępnienie im kapitału kosztowałoby sektor 76 mld zł (za wynagrodzenie przyjęto tylko stawkę WIBOR, bez marży), a bez – to tzw. darmowy kredyt – 109 mld zł (założenia takie same jak przy scenariuszach zakładających odfrankowienie czy ugodę według pomysłu KNF). Najbardziej pesymistyczny i kosztowny dla sektora scenariusz, ale jednocześnie mało realny, to unieważnienie umowy i zwrot przez banki klientom wszystkich wpłaconych rat oraz brak zwrotu przez klientów kapitału, które banki wypłaciły w momencie udzielenia kredytu. To kosztowałoby branżę aż 252 mld zł (przy założeniu, że wszyscy klienci, także ci mający spłacone kredyty, idą do sądów i wszyscy wygrywają). Przedstawione koszty w każdym z analizowanych scenariuszy są nieco wyższe niż szacunki podane niedawno przez KNF, bo dotyczą wszystkich banków w Polsce z tymi kredytami.
Jaka alternatywa dla ugód?
W praktyce trudno sobie wyobrazić sytuację, w której realizuje się w pełni tylko jeden z nakreślonych scenariuszy. Część klientów – może nawet jedna piąta spośród wszystkich obecnych lub byłych frankowiczów – nie zdecyduje się na żadne działanie (ani pozew, ani ugody), bo wymaga to świadomości i podjęcia działania, co pochłania czas, energię, a w przypadku ścieżki sądowej także koszty. Pewna grupa klientów, którzy nie brali kredytów w okresie frankowego boomu z lat 2006–2008, gdy złoty był najsilniejszy, nie odczułaby dzięki ugodzie czy wygranej w sądzie aż tak wielkiej korzyści i być może nie zdecyduje się na żadne działanie. Jednak dla uproszczenia i zobrazowania potencjalnych skutków dla poszczególnych banków przyjmijmy, że dochodzi do realizacji w pełni poszczególnych scenariuszy (jednolite działanie wszystkich klientów).