Choć frankowych spraw i zwycięstw kredytobiorców zaczęło powoli przybywać już od początku 2019 r., do czego przyczyniły się korzystne dla nich uchwały Sądu Najwyższego, to punktem zwrotnym w batalii klientów z bankami okazało się orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydane 3 października 2019 r. w sprawie państwa Dziubaków.
Duża chęć do pozywania
W ostatnich trzech miesiącach 2019 r. zapadło mniej więcej tyle samo wyroków (w coraz większym odsetku korzystnych dla kredytobiorców), co w pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku. I choć z perspektywy czasu znaczenie merytoryczne orzeczenia TSUE w sprawie państwa Dziubak bywa zdaniem niektórych prawników przeceniane, to sądy powszechne zinterpretowały ten wyrok w przytłaczającej większości korzystnie dla klientów. To przełożyło się na rosnącą liczbę pozwów w kolejnych miesiącach i latach, co z kolei przyniosło duży wzrost liczby wyroków sądów. O ile w 2019 r. było ich ponad 320 (do tylu udało nam się dotrzeć, prawdopodobnie całkowita liczba może być o kilkanaście procent większa), to w 2020 r. doliczyliśmy się ich już 955, a po niepełnych dziewięciu miesiącach 2021 r. już prawie 1200. Wskaźnik wygranych klientów (dotyczy w przytłaczającej wielkości wyroków nieprawomocnych) wynosił 80 proc. w 2019 r. i po około 93 proc. w latach 2020 i 2021.
To spowodowało, że po latach spłat przez klientów mocno podwyższonych rat kredytów frankowych, także banki zaczęły odczuwać brzemię tych niefortunnych hipotek. O ile wcześniej negatywny wpływ był głównie reputacyjny i finansowy (ale w tym drugim zakresie tylko w postaci obniżonej rentowności spowodowanej zwiększonymi wymogami kapitałowymi na te kredyty), to od wyroku TSUE frankowy problem zaczął odciskać piętno także w rachunku wyników i bilansie. Stało się tak, bo banki musiały zacząć zawiązywać rezerwy na ryzyko prawne (więcej o tym w ramce poniżej) z powodu rosnącej liczby pozwów sądowych i coraz częstszych wygranych notowanych przez frankowiczów.