Prawie wszystkie problemy małych i średnich spółek natury regulacyjno-nadzorczej można sprowadzić do jednego faktu – że nie są one duże. I w związku z tym ich problemy nie są zauważane przez regulatora unijnego, ani przez krajowych regulatorów i nadzorców, co powoduje ich nieproporcjonalne obciążenie i obniżenie konkurencyjności.
W jakimś sensie jest to nawet logiczne – głównymi adresatami regulacji są przecież największe podmioty, bo to one są obecne w powszechnej świadomości, to z myślą o nich tworzone są przepisy, to one mają dość zasobów, aby w pracach legislacyjnych uczestniczyć lub nawet nadawać im ton. Mniejsze spółki natomiast padają ofiarami tych (nadmiernych względem nich) wymogów regulacyjnych.
Warto tu przypomnieć, że nałożenie takich samych wymogów na przedsiębiorstwa różnej wielkości jest dużo większym obciążeniem dla tych mniejszych przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, bardziej kosztowne (oczywiście względnie, w relacji do możliwości finansowych firmy) jest zapewnienie zgodności, bo duża część kosztów stałych dotyczących stworzenia procedur czy systemów IT nie zależy od wielkości firmy. Po drugie, podobnie jest z kosztami niezgodności, bo duża część sankcji zdefiniowana jest w wartościach bezwzględnych z podaniem sztywnej kwoty i oczywiście im spółka jest mniejsza, tym ta kwota jest relatywnie wyższa.
Co zatem można zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy? Koncepcyjnie najprościej byłoby usunąć problemy u źródła, tj., tak tworzyć regulacje unijne, aby uwzględniały one specyfikę mniejszych podmiotów. Niestety, wydaje się to niemożliwe, gdyż małe spółki nie mają dość zasobów, aby uczestniczyć w unijnym procesie legislacyjnym. W odróżnieniu od spółek dużych, które te zasoby mają, nie wahają się ich używać i starają się poprawić swoją pozycję konkurencyjną, niekiedy kosztem regulacji gorszych dla podmiotów małych.
Czy można coś zrobić na poziomie regulacji krajowych? Niestety, tu działa mechanizm podobny do opisanego powyżej – też duży może więcej. Poza tym dużo prościej jest wdrożyć przepisy unijne metodą kopiuj–wklej, niż silić się na tworzenie skomplikowanych zasad proporcjonalności, ryzykując dodatkowo zarzuty o niepełną implementację danej regulacji. Na tym etapie regulacje raczej obrastają nowymi wymogami (zwłaszcza w realiach polskich) niż dostosowywane są do niższych możliwości mniejszych krajowych podmiotów.