Słynne hasło kampanii Partii Republikańskiej z 2008 r., powtarzane później często przez Donalda Trumpa, wciąż brzmi w uszach inwestorów. Notowania ropy naftowej na nowojorskiej giełdzie osunęły się w ostatnich dniach poniżej 60 dolarów za baryłkę (ropa Brent, notowana w Londynie, kosztuje około 62,2 dolara), a to oznacza, że tegoroczna zniżka zbliża się do 20 proc. Do tegorocznych minimów wciąż nieco brakuje, ale ropa już teraz jest jednym z najgorzej zachowujących się surowców w tym roku. Niskie ceny ropy wzmacniają dezinflację, aczkolwiek czerwcowy wystrzał notowań przypomina, że rynek ten może być bardzo zmienny.
Czytaj więcej
Ropa naftowa wróciła w ostatnim czasie do „żywych”. W ciągu ostatniego tygodnia jej notowania pod...
Rosną popyt i podaż
Wiosennym spadkom cen ropy naftowej towarzyszyło załamanie rynków akcji. Inwestorzy reagowali tak na pogorszenie perspektyw gospodarczych w związku z wprowadzeniem niebotycznych ceł przez Trumpa. W czerwcu ropa wystrzeliła w górę wraz ze wzrostem napięcia na Bliskim Wschodzie. Choć w szczycie kurs surowca przekraczał 78 dolarów za baryłkę, to dość szybko wrócił do poziomów sprzed wybicia. Suma summarum obecnie przecena ropy sięga wysokich kilkunastu proc., a bez niespodziewanych szoków raczej trudno liczyć na wyraźne umocnienie w średnim okresie. Dlaczego ropa tanieje, choć popyt rośnie?
– Cena baryłki ropy gatunku Brent utrzymuje się obecnie lekko powyżej 60 dolarów. Są to poziomy zbliżone do tegorocznych minimów z początku maja. Są to też najniższe poziomy od ponad czterech lat, zatem jeszcze sprzed okresu wybuchu wojny na Ukrainie – przypomina Adam Czorniej, zarządzający Skarbca TFI. Jak zauważa, pomimo tego, że w gospodarce światowej popyt na ropę pozostaje wciąż mocny i wynosi około 106 mln baryłek dziennie, to sytuacja podażowa jest jeszcze bardziej korzystna – zauważa. – Wszystko za sprawą wyraźnego wzrostu produkcji w tym roku w takich krajach jak Brazylia, Gujana, Argentyna czy Kanada, stanowiącego łącznie 1,6 mln baryłek dziennie, ale też odblokowania ograniczeń wydobywczych z krajów OPEC+, wynoszących około 1,5 mln baryłek dziennie – tłumaczy Czorniej. Jak szacuje, prognozowana nadprodukcja w perspektywie do końca roku może wynieść około 1,5 mln baryłek dziennie z perspektywą na dalszy wzrost w kolejnym roku. – Spodziewamy się, że zgodnie z agendą prezydenta Trumpa, USA może zwiększać wydobycie w kolejnych latach. Jednocześnie prawdopodobne staje się, że eskalacja napięć w Wenezueli w konsekwencji może doprowadzić do przemian demokratycznych i otwarcia gospodarki. Historyczne wydobycie Wenezueli spadło z ponad 2,5 mln baryłek dziennie do około 1 mln baryłek w tym roku – zauważa zarządzający Skarbca TFI. Jak zauważa, nie bez znaczenia pozostaje bardzo szybka elektryfikacja transportu w Azji w szczególności w Chinach, gdzie obecnie udział aut elektrycznych w całości sprzedaży stanowi już 50 proc. – To powoduje że import ropy do Chin od lat nie rośnie. Ważnym sygnałem dla rynku jest wypłaszczenie krzywych terminowych na kontraktach terminowych na ropę z wyraźnego układu tzw. backwardation do contango na 2026 r., wskazujący na jednoznaczny brak problemów podażowych – podkreśla Czorniej.