Relacje inwestorskie w ciężkich czasach

Trzymanie się faktów, nawet niewygodnych, to najlepsza rada, jaką można dać działom relacji inwestorskich na trudne czasy

Publikacja: 28.11.2009 08:06

Relacje inwestorskie w ciężkich czasach

Foto: GG Parkiet

Trzy miesiące przed upadkiem, kiedy jeszcze mało co zwiastowało mającą nadejść apokalipsę, kierownictwo Enronu odbywało jedną z regularnych telekonferencji z analitykami z Wall Street. Mark Koenig, wiceprezes Enronu odpowiedzialny za relacje inwestorskie, prezentował półroczne wyniki finansowe i z dumą obwieszczał kolejne nowe rekordy przychodów i zysków. Rutynowy nastrój optymizmu psuły dociekliwe pytania jednego z analityków. Gdy Richard Grubman zbyt długo drążył wykryte braki w bilansie i rachunku wyników, Koenigowi wyrwało się: - No tak, dziękuje bardzo. To bardzo dobre pytanie, dupku".

Fragment zarejestrowanej telekonferencji stał się popularny na Wall Street. Ale kilka tygodni później nikogo już nie śmieszył. Bezprecedensowa reakcja jednego z szefów Enronu na sensownie zadane pytania wzbudziła u analityków i inwestorów uzasadnione wątpliwości co do wiarygodności spółki.

Zadane po raz pierwszy przez Grubmana pytania zaczęły coraz częściej powtarzać się na forach internetowych, w e-mailach do spółki, telefonach od maklerów, listach od akcjonariuszy i oficjalnych pismach z amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Nieprawidłowości w spółce nie dało się już dłużej ukrywać. Pomimo ogromnych wysiłków działu relacji inwestorskich Enronu, uspokajających deklaracji zarządu, nowych rekordów wyników finansowych i pozytywnych opinii audytorów, w październiku Enron upadł. A prezesi spółki zostali skazani na 22 lata więzienia.

[srodtytul]Odzwierciedlanie czy kreowanie rzeczywistości?[/srodtytul]

Nawet najbardziej niecenzuralne wypowiedzi szefów działów relacji inwestorskich nie są w stanie zniszczyć przedsiębiorstwa. Enron i tak by wkrótce upadł, nawet gdyby feralna telekonferencja nie miała miejsca. Jednak różnica między upadkiem Enronu a dziesiątkami - normalnych w gospodarce rynkowej - przypadków niewypłacalności firm polegała właśnie na tym, że inwestorzy firmy z Houston byli oszukiwani.

Stwierdzenie, że informacje przekazywane inwestorom powinny być zgodne z prawdą, to truizm. Należy się trzymać faktów, nawet niewygodnych. Pomijając nawet kwestie odpowiedzialności prawnej za podawanie inwestorom nieprawdziwych informacji lub zatajanie istotnych faktów w raportach publikowanych przez spółki, ukrywanie faktów ma fatalny wpływ na relacje z inwestorami.

[srodtytul]Po pierwsze otwartość[/srodtytul]

Wyczerpujące i niezwłoczne informowanie inwestorów o sytuacji emitentów papierów wartościowych jest dziś fundamentem wszystkich cywilizowanych regulacji rynków kapitałowych. Ale w relacjach inwestorskich - zwłaszcza prowadzonych w czasach kryzysu - należy wyjść dalej poza przekazywanie raportów bieżących, okresowych i innych informacji wymaganych przez przepisy prawa. Najgorszym możliwym rozwiązaniem jest postawa, którą w Polsce określa się jako "chowanie głowy w piasek", w Stanach Zjednoczonych jako "mentalność bunkra", a we Francji jako "syndrom ostrygi". Gdy na spółkę dotkniętą taką przypadłością spadnie jakieś nieszczęście, zaprzestaje ona komunikowania się z rynkiem, poza wysyłaniem suchych komunikatów o treści absolutnie ograniczonej do bezwzględnie wymaganej przez przepisy prawa.

W ten sposób emitent formalnie nie narusza ciążących na nim obowiązków informacyjnych, ale wyrządza trudną do naprawienia szkodź dla swojej reputacji i wiarygodności wśród inwestorów, co może mieć katastrofalny wpływ na wycenź spółki. Inwestorzy mają dość prosty i niepozbawiony logiki sposób reagowania na milczenie emitentów - brak informacji to zła informacja. Nieuzasadnione milczenie działu relacji inwestorskich jest zwykle interpretowane jako oznaka tak poważnego kryzysu, że nie tylko spółka nie jest w stanie sobie z nim poradzić, ale nawet nie umie go należycie wyjaśnić.

[srodtytul]Raporty analityków[/srodtytul]

Jedną z wielu bolesnych nauczek, jakie dał nam obecny kryzys, jest przypomnienie, żeby do raportów analityków podchodzić z ograniczonym zaufaniem. Nie da się ukryć, że tuż przed gwałtownym spadkiem cen akcji jesienią 2007 r. dość trudno było napotkać prorocze rekomendacje "sprzedaj". Przyszłość rynku akcji w raportach ogromnej większości analityków przedstawiała się wówczas świetlanie. Pamiętamy jeszcze rozpowszechnione opinie renomowanych banków, które wówczas przewidywały wzrost ceny ropy do kilkuset dolarów za baryłkę. Przyszłość nie posłuchała prognoz i poszła w swoją stronę.

A inwestorzy boleśnie przekonali się po raz kolejny, w jak dużym stopniu analiza rynków jest raczej sztuką i stawianiem hipotez niż nauką i matematyczną analizą. Dla doświadczonych uczestników rynku zawsze było jasne, że rekomendacja jest tylko wyrazem osobistego przekonania analityka, jego subiektywną, opartą na wielu niepewnych założeniach i nie dającą żadnych gwarancji opinią. ?ywiołowe zwalczanie takich subiektywnych poglądów jest mniej więcej tak samo rozsądne, jak walka Karla Lagerfelda z szerokimi nogawkami.

[srodtytul]Domysły, plotki, pogłoski [/srodtytul]

Reagowanie na domysły i plotki od zawsze było jednym z głównych motywów aktywności inwestorów giełdowych. Ale szczególnego znaczenia nabierają one w czasach, kiedy jak zawsze niespodziewana i jak zawsze zbyt gwałtowna bessa nadweręża zaufanie inwestorów do bardziej fundamentalnych wskazówek inwestycyjnych.

Inwestorom trudno jest wierzyć analitykom, gdy sparzyli się na ich pochodzących jeszcze tuż sprzed początku bessy zbyt optymistycznych prognozach wzrostu wartości spółek. Nie mogą mieć zaufania do głównych ekonomistów instytucji finansowych, gdy w programach telewizyjnych bezradnie wzruszają oni ramionami w reakcji na pytania o przyczyny, konsekwencje, czas trwania lub zasięg recesji. Nic dziwnego, że w takich okolicznościach inwestorzy szukają sygnałów kupna czy sprzedaży mniej formalnych niż analiza fundamentalna i techniczna i chętniej będą sięgać do pogłosek.

Jeden aspekt to kwestie prawne związane z informacjami poufnymi. Tutaj obowiązki emitentów są jasne. Spółka może opóźnić publikację informacji dotyczącej poufnej transakcji. Powinna o takim opóźnieniu zawiadomić Komisję Nadzoru Finansowego i przedsięwziąć odpowiednie kroki, aby zapewnić tajność raportu. Osoby mające do niego dostęp powinny znaleźć się na liście insiderów, a osoby zajmujące stanowiska kierownicze w spółce będą objęte okresem zamkniętym.

[srodtytul]Nie potwierdzać, nie zaprzeczać[/srodtytul]

Polskie przepisy ani nie nakazują, ani nie zakazują spółkom reagowania na dotyczące ich pogłoski rozpowszechniane przez osoby trzecie. Także regulacje Giełdy Papierów Wartościowych nie odnoszą się do kwestii plotek na rynku.

Doświadczenia polskich firm w reagowaniu na pogłoski są skromne. Bodaj najbardziej znanym przypadkiem reakcji była sprawa wycieku informacji z raportu okresowego PGNiG.6 sierpnia 2008 r. pracownik działu relacji inwestorskich PGNiG miał powiedzieć koledze - analitykowi dużej grupy kapitałowej, że wynik PGNiG za II kwartał 2008 r. będzie gorszy od prognozowanego.

Kolega niezwłocznie wykorzystał informację i sprzedał akcje PGNiG posiadane przez grupę, a później cenną wskazówkę w geście bezinteresownej przyjaźni przekazał kilku znajomym maklerom i bankierom, którzy także skwapliwie skorzystali z możliwości zarobku. Wkrótce wiadomość była do tego stopnia publicznie znana, że następnego dnia rano pojawiła się w gazetach. Mimo to PGNiG w żaden sposób nie komentował informacji. W odpowiedzi na liczne pytania dziennikarzy spółka konsekwentnie stwierdzała, że nigdy nie wypowiada się na temat prognoz. Dopiero 13 sierpnia, w pierwotnie ustalonym terminie, spółka opublikowała raport kwartalny, z którego wynikało, że przedwcześnie ujawniona informacja była rzeczywiście prawdziwa.

Podejście PGNiG było zgodne z prawem. Zasadniczo spółka giełdowa nie ma obowiązku reagowania na doniesienia pochodzące od osób trzecich. Podobnie nie ma też prawnego obowiązku monitorowania prasy czy internetu w poszukiwaniu plotek i pogłosek na swój temat i ich prostowania. Przyjęta przez firmę polityka "no comments" była więc całkowicie prawnie dopuszczalna. Może być ona dobrym sposobem reakcji na pogłoski, pod warunkiem, że jest przez daną spółkę stosowana konsekwentnie. Ale nie da się ukryć, że postawa PGNiG spowodowała, że przez tydzień w oficjalnych mediach krążyły istotne, a niepotwierdzone informacje mogące mieć znaczący wpływ na cenę akcji. Nic dziwnego, że inwestorzy czuli się w tym okresie nieco zdezorientowani, a cena papierów podlegała niezbyt racjonalnym wahaniom.

Nie jest to sytuacja korzystna dla wiarygodności spółki. Raczej należałoby sugerować, że jeżeli plotka zostaje już opublikowana w poważnym i szeroko dostępnym medium, np. w gazecie ekonomicznej czy w telewizji, a do tego ma widoczny wpływ na wolumen czy cenę akcji na giełdzie, to spółka powinna zareagować i plotkę potwierdzić, sprostować lub jej zaprzeczyć.

[srodtytul]Relacje w czasach zarazy[/srodtytul]

W czasach kryzysu spółki częściej zmuszone są podejmować niepopularne decyzje. Zwolnienia grupowe, obniżki wynagrodzeń, ograniczanie zakupów, rozwiązywanie czy renegocjacje warunków umów z partnerami biznesowymi to stały arsenał reorganizacji spółek na trudne czasy. Każda z tych decyzji może rodzić czyjąś frustrację i - choć niezbyt godną pochwały - chęć rewanżu. Spółki publiczne muszą być zatem przygotowane na to, że w czasach, w których złych newsów może być więcej, te złe informacje mogą także łatwiej wydostać się na zewnątrz.

Kryzys nauczył nas, że giełda czasami przestaje być racjonalnym, opartym na ekonomicznych podstawach systemem, a staje się żywiołem kierowanym przez emocje, plotkę lub instynkt stadny, na który ograniczony tylko wpływ mają fundamenty spółek i oficjalne informacje.

Może to w nas - wpłacających nasze z trudem zarobione pieniądze do funduszy inwestycyjnych z nadzieją na szaleńcze ekstrawagancje w wieku emerytalnym - budzić pewne uzasadnione zaniepokojenie. Ale musimy pogodzić się z naturalną i nieuniknioną zmiennością rynków finansowych. Same spółki mają ograniczoną możliwość walki z tendencjami na rynkach. Jeżeli WIG spada o 8 procent, a Dow Jones sięga rocznego minimum, to nie ma szans, aby cena akcji naszej spółki wzrosła diametralnie, nawet jeżeli właśnie przekażemy raport bieżący o prognozach wzrostu zysku netto o 100 proc. w stosunku do oczekiwań analityków.

Jak wobec tak potężnych sił efektywnie zarządzać zaufaniem inwestorów do naszej spółki? Czy nawet najlepsze relacje inwestorskie w czasach kryzysu mogą cokolwiek zmienić? Odpowiedź jest jednoznaczna: w niedobrych czasach dobre relacje inwestorskie są ważniejsze niż kiedykolwiek. A w ekstremalnych przypadkach mogą nawet stanowić o przetrwaniu lub upadku przedsiębiorstwa.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?