Tym razem nie. Akcjonariusze i rynek oczekują od nas wzrostu efektywności. Zresztą sami związkowcy podkreślają, że wydobycie spadało, że było za mało robót przygotowawczych. W ostatnich latach dawaliśmy podwyżki, ale nie przynosiło to efektów w postaci wzrostu efektywności. Teraz chcemy, by wydobycie węgla ponad plan było premiowane. I to przyniosło już efekty. Niebawem pokażemy wyniki za I kwartał i myślę, że dla wielu będzie to pozytywne zaskoczenie. Za marzec wielu pracowników dostanie premie, bo wydobycie było większe, niż zakładaliśmy.
Problemem są nie tylko płace, ale i umowy o pracę dla nowych pracowników...
Dotychczasowych pracowników w ogóle nie obejmują. A nowi podpisują je świadomie. My niczego nikomu nie zabieramy. Pokazujemy uczciwie: jest gwarancja deputatu węglowego, ale nie na emeryturze, bo przecież nie wiadomo, czy kopalnia w ogóle będzie wtedy działać. Jest otwarta droga do „czternastki", ale gdy będzie zysk, a nie „z automatu". Dodatki stażowe też będą, ale gdy nowi górnicy będą mieli przynajmniej roczny staż pracy. Nasi związkowcy zamknęli się w jakimś skansenie i nie chcą zmian. A my musimy utrzymać politykę kosztową, w której teraz koszty wynagrodzeń stanowią połowę kosztów i kwalifikowane są jako koszt stały. Poza tym nowe umowy otwierają drogę do pracy kopalń w soboty, bo nie mają zapisów o wolnej sobocie, jak stare, a tylko odwołują się do kodeksu pracy. Jestem szefem JSW pięć lat i myślałem, że niewiele mnie zaskoczy. Ale ostatnio dowiedziałem się, jak wyliczana jest tzw. barbórka, czyli trzynasta pensja. Średnia pensja miesięczna z danego roku dzielona jest przez 21, a potem mnożona przez 26, czyli jest większa niż przeciętna miesięczna.
Jak to możliwe?
Dzielona jest przez dni powszednie, a mnożona przez dni powszednie i soboty. To zaszłości po dawnych układach pracy. Dlatego teraz musimy wypracować nowe, jednolite dla wszystkich zasady, by uniknąć takich niespodzianek, zwłaszcza że związki zawodowe nie są chętne dać przyzwolenie na systemową pracę kopalń w szóstym dniu tygodnia. Będzie to z korzyścią dla wszystkich, przede wszystkim pracowników, którym zależy na inwestycjach, bo to one gwarantują miejsca pracy w przyszłości. Zresztą pracownicy rozumieją. Powtarzam: to nie z nimi jesteśmy w sporze, tylko z grupą związkowych liderów, na których patrzymy z perspektywy ekonomicznej.
O co chodzi w sporze w JSW?
Związki zawodowe Jastrzębskiej Spółki Węglowej są z zarządem w sporze zbiorowym od półtora miesiąca. Po Wielkanocy do akcji wkroczył mediator z Ministerstwa Pracy, który ma pogodzić zwaśnione strony. Jeśli się nie uda, możliwy jest strajk. Spór dotyczy zarówno 7-proc. podwyżki (to dodatkowe 130 mln zł w skali roku) oraz sprzeciwu wobec umów o pracę dla nowych pracowników. Zarząd nie godzi się na postulaty strony społecznej, proponuje podwyżki o 2,8 proc. w części stałej i większe w części zmiennej wynagrodzeń. JSW wyliczyła, że od 2000 r. pensje jej załogi wzrosły o 125 proc. Związki argumentują też, że nowymi umowami zarząd łamie prawo (chodzi o przywileje z Karty Górnika). Zarząd twierdzi, że to nieprawda, bo umowy odwołują się do kodeksu pracy.