Tylko w środę na pakiet Polenergii sprzedawany przez zależną od Kulczyk Investments spółkę Mansa Investments budowano w trybie przyspieszonym książkę popytu.
Zwiększenie płynności
Mimo że po transakcji Kulczyk zachowa kontrolę (miał 65,6 proc.), to fundusze dociekają, dlaczego pozbywa się części akcji zaledwie trzy kwartały po wprowadzeniu do Polenergii (wcześniej PEP) nienotowanych wcześniej energetycznych aktywów. – Spółka jest niedowartościowana, na co wskazują m.in. rekomendacje biur maklerskich – tłumaczy Marta Wysocka-Antonsen, rzeczniczka Kulczyk Investments. – Zwiększenie free floatu uważamy za niezbędne do podniesienia wyceny (ok. 33 zł – red.), tak by odpowiadała jej rzeczywistej wartości – dodaje.
Rzeczywiście, analitycy DM BZ WBK cenę docelową Polenergii widzą na poziomie 41,3 zł, a ci z Societe Generale – 45,1 zł.
Jak wynika z naszej ankiety, wśród zarządzających funduszami zainteresowanie ofertą nie jest duże. Nie bierze w niej udziału największy mniejszościowy udziałowiec Polenergii – China-CEE Fund. – Mamy pakiet, który nam wystarcza. W tej chwili mamy na oku dwie inne ciekawe inwestycje – tłumaczy Rafał Andrzejewski, dyrektor zarządzający w CEE Equity Partners, która jest doradcą chińskiego funduszu.
Małe zainteresowanie
Przedstawiciele instytucji uważają, że jest też inny powód. Jarosław Niedzielewski, dyrektor zarządzający w Investors TFI, mówi wprost, że chodzi raczej o częściowe spieniężenie z przeznaczeniem pieniędzy na inne cele. – Płynność akcji Polenergii nie zwiększy się istotnie, jeśli zostaną rozparcelowane między cztery–pięć instytucji finansowych. Sytuację zmieniłoby, gdyby papiery były sprzedane kilkunastu podmiotom i pakiet był większy – argumentuje Niedzielewski.