W ciągu sesji, zarówno Nasdaq Composite jak i S&P 500, ustanowiły nowe, historyczne rekordy. Jednakże bykom nie udało się dowieźć wyniku do końca dnia. Finisz wypadł pod kreską, ale skala spadków była znikoma. O magiczną wartość otarł się DJIA. Pierwszy raz w historii indeks największych spółek osiągnął wartość 40000 punktów. W listopadzie 2020 r. pękła granica 30000 pkt. Wówczas przez kilka tygodni indeks oscylował wokół psychologicznej bariery, zanim ponownie zaczęła się hossa. Dużo więcej roboty było przy 20000 pkt. Przez prawie dwa miesiące jankeskie niedźwiedzie broniły 20000 punktów. Poziom ten został przełamany dopiero pod koniec stycznia 2017 r. Warto było jednak czekać na ten moment, gdyż DJIA ruszył wtedy płynnym ruchem 5% wyżej. Natomiast bariera 10000 punktów pierwszy raz została osiągnięta w marcu 1999 r. Odpoczynek trwał także kilka tygodni zanim byki ruszyły dalej na północ. Czy wydarzenia ponownie się powtórzą, okaże się wkrótce. Tym razem rynek nie jest wykupiony, a momentum sprzyja.
Nad Wisłą także grane są psychologiczne poziomy. Wczoraj sWIG80 zbliżył się do progu 25000 punktów. Impet sprzyja bykom a miejsca do zwyżki jest całkiem sporo. Jeżeli popyt nie zawiedzie, ten tydzień może okazać się najlepszy w tym roku. Po czterech dniach benchmark małych spółek zyskuje 2,1%. Ostatni raz tak mocny „mały rynek” był w drugiej połowie lutego.
Czwartek nie przyniósł znaczącej poprawy sytuacji technicznej WIG20. Wprawdzie w ciągu dnia bykom udało się o jeden punkt poprawić tegoroczny rekord, ale finisz wypadł poniżej piątkowej formacji objęcia bessy. Tydzień temu, głównie za sprawą banków, indeks stracił 1,7%. Na wykresie pozostał ślad tamtych wydarzeń. Wciąż ma on kluczowe znaczenie dla sytuacji technicznej. Jeżeli byki mają siłę, to powinny zamknąć dzień powyżej 2577 punktów. Bez spełnienia tego warunku, wydarzenia sprzed tygodnia rzucają negatywne światło na indeks. Temat klina nie został do końca zamknięty.
Tonowanie nastrojów
Adam Anioł, BM BNP Paribas BP
Po środowej wręcz euforii za oceanem, czwartek przyniósł skromne odreagowanie i stonowanie nastrojów, zarówno na rynku akcji jak i na długu – umacniał się również dolar amerykański. W rezultacie S&P 500 kończył dzień symbolicznie poniżej poziomu 5300 pkt. Po ponad 7% rajdzie w miesiąc notowaniom należy się chwila oddechu. Fundamenty w postaci wyników spółek, odczytów z amerykańskiej gospodarki oraz oczekiwane ruchy Fedu pozostają sprzyjające w średnim terminie. Po środowej publikacji danych o inflacji, które wskazały niższą dynamikę od oczekiwań, rynkowe oczekiwania co do skali obniżek stóp procentowych przez Fed wyraźnie wzrosły. Obecnie rynek zakłada, że w tym roku bardziej prawdopodobne są dwa cięcia po 25 pb. Nieco słabiej wypadły notowania w Europie, gdzie zarówno niemiecki DAX jak i francuski CAC 40 oddały środowe wzrosty. Ciekawa sytuacja ma miejsce w przypadku drugiego z wymienionych – francuski indeks walczy bowiem o wyznaczenie nowego szczytu. Jeśli w najbliższym dniach się to nie powiedzie, inwestorzy mogą dostrzec w notowaniach podwójny szczyt, co często jest zwiastunem korekty.
Na tle rynków bazowych, mimo umocnienia dolara, relatywną siłę utrzymywał krajowy rynek akcji. Tym razem lepiej radziły sobie średnie i mniejsze spółki, których indeksy zyskały w zakresie 0,3-0,50%. WIG20 w trakcie sesji zyskiwał blisko 1%, ale wraz ze startem handlu za oceanem, również na nasz parkiet zawitała przewaga podaży. Wśród blue chips na plus należy wyróżnić notowania Dina Polska, PZU oraz KGHM, które zyskiwały w okolicy 3%. Na drugim biegunie znalazł się sektor bankowy z Pekao, Aliorem oraz mBankiem na czele.