To krótkotrwałe pogorszenie na Wall Street. Nowe szczyty jeszcze w tym roku

Motorem napędowym hossy są spółki technologiczne, które generują ogromne zyski – cztery największe firmy na SI w ciągu trzech lat wydadzą aż 1 bln dolarów. USA wciąż są „wyjątkowe” – mówi Łukasz Kałwak, strateg rynkowy Franklin Templeton.

Publikacja: 23.08.2025 07:58

Łukasz Kałwak, strateg rynkowy Franklin Templeton

Łukasz Kałwak, strateg rynkowy Franklin Templeton

Foto: materiały prasowe

Oczekiwania co do korekty w USA są dość powszechne, ale rynek albo zignorował, albo tylko chwilowo przejął się kolejnym pakietem ceł czy gorszymi danymi z rynku pracy. Czy gospodarka amerykańska rzeczywiście jest tak silna, czy może to już wspinaczka indeksów akcji po ścianie strachu?

Naszym zdaniem dla amerykańskiego rynku zaczyna się słabszy okres po kilku miesiącach dynamicznych zwyżek, sięgających dla S&P 500 trzech rocznych średnich. Kwietniowe spadki, a następnie mocne wzrosty sprawiły, że wyodrębniły się dwie główne grupy inwestorów. Pierwsza to ci, którzy przegapili wzrost od kwietniowego dołka i teraz chcieliby mieć ekspozycję na rynek akcji. Takim inwestorom teraz mocno się spieszy do kolejnej okazji i liczą na głębszy ruch spadkowy. Druga grupa to oczywiście osoby, które wykorzystały kwietniowe spadki i teraz mogą pochwalić się ponadprzeciętnymi zyskami. To raczej optymiści, wierzący w dalsze wzrosty, na fali rozwoju sztucznej inteligencji.

Przypomnę, że kiedy dwa-trzy miesiące temu amerykański rynek był dużo niżej zapowiedzieliśmy, że spodziewaliśmy się zwyżki S&P 500 do strefy 6200–6500 pkt i tak też się stało. Uplasowałbym nas w trzeciej grupie – od kwietnia mieliśmy spore zaangażowanie w amerykański rynek akcji, który według naszych analiz opierających się na historycznym zachowaniu S&P 500, po tak gwałtownych wzrostach wskazywał wówczas 25-proc. potencjał wzrostu. Z końcem lipca nasz target został osiągnięty. W takim wypadku po tak silnych wzrostach spodziewamy się teraz realizacji zysków. Rynek jest już mocno wygrzany i rzeczywiście jak by ignorował część zagrożeń. Co więcej, po tak silnych wzrostach dołączanie teraz do rynku akcji nie jest dobrym pomysłem.

Jakie sygnały sugerują słabsze zachowanie amerykańskiego rynku?

Przede wszystkim historyczne ruchy S&P 500. Zarówno cykl roczny, jak i czteroletni czy dziesięcioletni pokazują, że okres między sierpniem a wrześniem jest zwykle słabszy. Przemawiają za tym m.in. niższy popyt z funduszy zarządzanych poprzez algorytmy w tym okresie. Kolejna sprawa to bardzo niskie poziomy VIX, czyli tzw. indeksu strachu. Mamy też szereg innych sygnałów, takich jak np. zwyżki Nasdaq przypadające na 17 z 20 sesji. To sugeruje, że rynek jest mocno rozgrzany i w krótkim terminie można spodziewać się konsolidacji. Wierzymy jednocześnie, że za kilka miesięcy zarówno S&P 500 jak i Nasdaq będą wyżej niż dziś, co oczywiście będzie wynikać z dobrej kondycji amerykańskiej gospodarki i poprawy wyników spółek. Dane ekonomiczne są ostatnio słabsze, ale sądzimy, że jest to przejściowe.

Choć obawy o recesję w USA minęły, to jednak rynek pracy rozczarowuje. Skąd przekonanie o dalszych wzrostach tamtejszej giełdy?

Nasze analizy wskazują tylko na krótkotrwałe pogorszenie nastrojów na Wall Street. Długoterminowe wskaźniki nastrojów wciąż nie są wygrzane. Z szerszej perspektywy sądzimy, że jesteśmy w trzecim roku hossy, i to hossy globalnej, gdzie większość banków centralnych luzuje politykę monetarną. Pieniądza na rynku będzie zatem więcej, a płynność to istotny czynnik wspierający rynki. Rynek wycenia na 90 proc. szanse na cięcie stóp procentowych w USA we wrześniu. Po pierwszej obniżce stóp rynek średnio zyskuje około 16 proc. Inwestorzy nadal mają do skonsumowania pozytywne efekty tzw. nowej pięknej ustawy Donalda Trumpa, która będzie dodatkowym stymulusem fiskalnym. Ustawa ta obniża efektywną stawkę podatkową z 21 proc. do 10 proc., co będzie szczególnie odczuwalne dla dużych spółek.

Z naszych analiz wynika m.in., że jeśli Nasdaq traci 20 proc. (tak jak w kwietniu) i w ciągu 60 dni wychodzi na nowy roczny szczyt, to wzrosty powinny być kontynuowane również na początku 2026 r. Dziś trudno dopatrzyć się sygnału głębszej niż około 5-proc. korekty, a tym bardziej bessy. Po silnych wzrostach pojawiają się zwykle konsolidacje rynku byka. Z prostych, historycznych analiz wynika, że w III kwartale S&P 500 może zyskać jedynie 1 proc., ale już IV kwartał tego roku powinien przynieść około 4,7-proc. zwyżkę. Jest na to 79 proc. szans.

Zostawiając jednak na boku krótki termin, długoterminowe sygnały co do kontynuacji wzrostów mamy bardzo mocne. Naszym zdaniem kwiecień był średnioterminowym dołkiem amerykańskiej giełdy. Zauważmy, że wówczas mniej niż 1 proc. spółek było w trendzie wzrostowym, a to się bardzo rzadko zdarza. Co więcej, za każdym razem po takich spadkach rok później rynek był wyżej.

W okresie 6-12 miesięcy możemy oczekiwać kontynuacji globalnej hossy?

Motorem napędowym hossy są spółki technologiczne, które generują ogromne zyski. Sektor IT powiększył zyski rok do roku o 21 proc., a spółki komunikacji internetowej poprawiły zyski o 41 proc. Wyceny spółek technologicznych są oczywiście wysokie, ale tzw. wspaniała siódemka od 2020 r. osiągnęła łącznie blisko 20-krotnie większe zyski niż pozostałe 493 firm z S&P 500.

Wydatki na rozwój sztucznej inteligencji (SI) były w I półroczu rekordowe, ale co ważniejsze, po raz pierwszy przyczyniły się do wzrostu gospodarczego bardziej niż konsumpcja, a to przecież konsumpcja napędza 68 proc. PKB. Cztery największe spółki wydadzą w tym roku 330 mld dolarów na SI, a w ciągu trzech lat aż 1 bln dolarów. Dla porównania tyle sięgają przykładowo odsetki od długu w USA, wydatki na wojsko czy roczne PKB Polski. Spółki technologiczne to jak najbardziej dobry pomysł inwestycyjny. Owszem, dane gospodarcze wskazują na lekkie spowolnienie i wzrost PKB ledwie o 1,2 proc. w I półroczu. Ostatnio przedstawione dane z rynku pracy zaskoczyły negatywnie. Mieliśmy do czynienia z najgorszą rewizją danych od roku 1979, pomijając Covid-19. Nawet jeśli gospodarka USA miałaby zwolnić, będziemy preferować spółki wzrostowe. Nasze nastawienie do nich mogłoby się zmienić, gdyby nie doszło do obniżki stóp procentowych. Jak jednak wspomniałem, obecnie rynek wycenia szanse obniżki we wrześniu na 90 proc., a to impuls do kilkunastoprocentowej zwyżki S&P 500. Cięcie stóp otworzyłoby szerzej małym spółkom drzwi do kapitału po trudniejszym okresie podwyższonego kosztu finansowania. Aktualnie 90 proc. kredytów firm jest w stopach stałych w dużych spółkach, a tylko 50 proc. w mniejszych firmach. Odczuwają one zatem wyższe stopy.

Jakie są główne zagrożenia makro dla trendu wzrostowego w USA?

Przede wszystkim poziom stóp procentowych i ryzyko, że jednak pozostaną na wyższych pułapach na dłużej i oczywiście ewentualne pogorszenie dynamiki zysków osiąganych przez firmy. Stopy procentowe mogłyby pozostać wyżej w razie wciąż wyższej inflacji, a ta zdaniem niektórych może się pojawić przez cła. Naszym zdaniem cła nie mają jednak inflacyjnego charakteru, nie przynoszą trwałego wzrostu cen. Byłoby tak, gdyby Donald Trump ogłosił cła na wszystkie kraje, ale on wprowadza je w sposób zróżnicowany, rozłożony w czasie. Dziś tak naprawdę nikt nie wie, jaka jest efektywna stawka celna. Mówi się o 17 proc. Wyższe stopy i pogorszenie dynamiki zysków spółek, czyli stagflacja, to dziś ryzyko numer jeden, choć obecnie mało prawdopodobne. Ale np. w II połowie 2026 r. ryzyko stagflacji może być już dość spore.

Co do zysków spółek, to prognozy na III i IV kwartał są już dość wyśrubowane. Przypomnijmy, że oczekiwania wobec II kwartału zakładały tylko 4-proc. wzrost zysków spółek z S&P 500, więc były dość skromne, bo ostatecznie mieliśmy 11-proc. poprawę. Trzecim zagrożeniem jest oczywiście geopolityka, aczkolwiek nawet ten rok pokazuje, że dość szybko zdarzenia polityczne są dyskontowane przez rynek.

Niebawem minie rok od wyborów w USA, które wygrał Donald Trumpa. Jak pan patrzy na ten okres?

Kiedy zaczynała się jego druga kadencja prezydencka, inwestorzy szukali analogii do pierwszej i np. że – podobnie jak w 2017 r. – zwyżkować będzie cały, szeroki rynek. Początkowo mieliśmy tzw. Trump trend, który objął zwłaszcza bitcoina, ale nie trwał on długo. Pierwszy rok prezydentury wygląda dla firm pozytywnie. Podobnie jak w pierwszym roku pierwszej kadencji Trump przeprowadził stymulus fiskalny, ale teraz strategia prezydenta USA jest inna. Decyzje są zdecydowanie bardziej nagłe i gwałtowne. Przykładem jest choćby tzw. dzień wyzwolenia.

Czy te pierwsze miesiące prezydentury w tej kadencji jest sukcesem Trumpa?

Trudno powiedzieć. Udało mu się co prawda uzyskać przewagę nad Unią Europejską, ale Chiny, które się mu postawiły, dobrze na tym wyszły. W marcu i kwietniu nic nie szło zgodnie z planem inwestorów, aczkolwiek obecnie rynki akcji czy bitcoin są na szczytach. Dalej mam wrażenie, że Trump będzie prowadził politykę z pozycji siły, ale koniec tzw. wyjątkowości USA, który został przez wielu ogłoszony wiosną, to założenie zdecydowanie na wyrost. USA mają wiele asów w ręku – niezależność energetyczną, a przede wszystkim dolara, który ma ogromną moc sprawczą. USA eksportując towary w zamian otrzymują dolary, które z kolei wracają na rynek kapitałowy i służą dalszemu rozwojowi przedsiębiorstw. Mając dolara i Fed USA mają wręcz nieograniczone możliwości stymulacji. To jest tzw. hard power i Donald Trump doskonale wie, jakimi kartami gra.

Przewodniczący Fedu zdaje się jednak nie uginać przed prezydentem. Co, jeśli we wrześniu utrzyma stopy procentowe?

Wyobrażam sobie oczywiście taki scenariusz, zwłaszcza, że w tym roku już nie raz założenia inwestorów rozmijały się z rzeczywistością, aczkolwiek ich prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie, a posiedzenie Fedu tuż-tuż. Jerome Powell pokazał niezależność, natomiast jego zwolnienie wydaje się mało realistyczne. Donald Trump nalega, ale pamiętajmy, że Fed ma mandat dualny – utrzymanie inflacji w ryzach i zarazem troska o rynek pracy. W gospodarce USA mamy aktualnie dwa szoki związane z polityką Donalda Trumpa, które się wzajemnie znoszą – podażowy i popytowy. Przez szok popytowy niektóre firmy mogą się w takich warunkach zwinąć albo ograniczyć zatrudnienie. Szok podażowy jest zaś skutkiem zmniejszenia imigracji. Powell patrzy na rynek pracy, ale nie jest przesadnie zmartwiony. Inflacja bazowa wygląda jednak wciąż na lepką. Sądzę jednak, że wrzesień jest dobrym momentem na cięcie stóp.

Jak ocenia pan zwolnienie przez Trumpa Eriki McEntarfer, komisarz Biura Statystyk Pracy, po rewizji danych z rynku pracy?

Tak głęboka rewizja nie była dla mnie zaskoczeniem, szczególnie, że dane BLS nie są dokładne przynajmniej od 2003 r. Przypomnijmy, że recesje z pierwszej dekady wieku były spowodowane właśnie korektami raportów BLS w dół. Jeszcze w 2008 r. dane BLS wskazywały na bardzo dobrą sytuację rynku pracy, ale w grudniu doszło do dwóch rewizji, w ramach których odczyt zmniejszono w każdym miesiącu roku. Nastąpił krach. Winna jest metodologia badania. Zwykle około 30 proc. pytanych osób nie odpowiada na ankietę BLS i w takich przypadkach instytucja ta wykorzystuje dane z poprzednich miesięcy. Łatwo więc o błędne wyniki. Nasze modele wskazują, że obecnie ryzyko recesji jest bardzo małe.

CV

Łukasz Kałwak

Łukasz Kałwak, strateg rynkowy Franklin Templeton Institute z ponad 15-letnim doświadczeniem, od lat związany z Franklinem. Jest członkiem zespołu strategów amerykańskiego rynku akcji. Ma doświadczenie w analizie trendów makroekonomicznych i jest znany z wykorzystywania zaawansowanych modeli ilościowych, analizy fundamentalnej oraz technicznej do badania trendów na amerykańskim rynku akcji.

Inwestycje
Efektywna komunikacja z inwestorami
Inwestycje
Inwestorzy detaliczni a rozwój rynku
Inwestycje
Andrzej Powierża, BM Citi Handlowy: Wyceny banków nie rażą? Ale rynek boi się, że rząd zabierze zyski
Inwestycje
Andrzej Bieniek: WIG osiągnie 200 tys. pkt za dwa lata
Inwestycje
Notowania ropy znów spoglądają na południe
Inwestycje
Jerzy Nikorowski, BM BNP Paribas: Rynki nie uwierzyły w rozmowy na Alasce