Oczekiwania co do korekty w USA są dość powszechne, ale rynek albo zignorował, albo tylko chwilowo przejął się kolejnym pakietem ceł czy gorszymi danymi z rynku pracy. Czy gospodarka amerykańska rzeczywiście jest tak silna, czy może to już wspinaczka indeksów akcji po ścianie strachu?
Naszym zdaniem dla amerykańskiego rynku zaczyna się słabszy okres po kilku miesiącach dynamicznych zwyżek, sięgających dla S&P 500 trzech rocznych średnich. Kwietniowe spadki, a następnie mocne wzrosty sprawiły, że wyodrębniły się dwie główne grupy inwestorów. Pierwsza to ci, którzy przegapili wzrost od kwietniowego dołka i teraz chcieliby mieć ekspozycję na rynek akcji. Takim inwestorom teraz mocno się spieszy do kolejnej okazji i liczą na głębszy ruch spadkowy. Druga grupa to oczywiście osoby, które wykorzystały kwietniowe spadki i teraz mogą pochwalić się ponadprzeciętnymi zyskami. To raczej optymiści, wierzący w dalsze wzrosty, na fali rozwoju sztucznej inteligencji.
Przypomnę, że kiedy dwa-trzy miesiące temu amerykański rynek był dużo niżej zapowiedzieliśmy, że spodziewaliśmy się zwyżki S&P 500 do strefy 6200–6500 pkt i tak też się stało. Uplasowałbym nas w trzeciej grupie – od kwietnia mieliśmy spore zaangażowanie w amerykański rynek akcji, który według naszych analiz opierających się na historycznym zachowaniu S&P 500, po tak gwałtownych wzrostach wskazywał wówczas 25-proc. potencjał wzrostu. Z końcem lipca nasz target został osiągnięty. W takim wypadku po tak silnych wzrostach spodziewamy się teraz realizacji zysków. Rynek jest już mocno wygrzany i rzeczywiście jak by ignorował część zagrożeń. Co więcej, po tak silnych wzrostach dołączanie teraz do rynku akcji nie jest dobrym pomysłem.
Jakie sygnały sugerują słabsze zachowanie amerykańskiego rynku?
Przede wszystkim historyczne ruchy S&P 500. Zarówno cykl roczny, jak i czteroletni czy dziesięcioletni pokazują, że okres między sierpniem a wrześniem jest zwykle słabszy. Przemawiają za tym m.in. niższy popyt z funduszy zarządzanych poprzez algorytmy w tym okresie. Kolejna sprawa to bardzo niskie poziomy VIX, czyli tzw. indeksu strachu. Mamy też szereg innych sygnałów, takich jak np. zwyżki Nasdaq przypadające na 17 z 20 sesji. To sugeruje, że rynek jest mocno rozgrzany i w krótkim terminie można spodziewać się konsolidacji. Wierzymy jednocześnie, że za kilka miesięcy zarówno S&P 500 jak i Nasdaq będą wyżej niż dziś, co oczywiście będzie wynikać z dobrej kondycji amerykańskiej gospodarki i poprawy wyników spółek. Dane ekonomiczne są ostatnio słabsze, ale sądzimy, że jest to przejściowe.
Choć obawy o recesję w USA minęły, to jednak rynek pracy rozczarowuje. Skąd przekonanie o dalszych wzrostach tamtejszej giełdy?
Nasze analizy wskazują tylko na krótkotrwałe pogorszenie nastrojów na Wall Street. Długoterminowe wskaźniki nastrojów wciąż nie są wygrzane. Z szerszej perspektywy sądzimy, że jesteśmy w trzecim roku hossy, i to hossy globalnej, gdzie większość banków centralnych luzuje politykę monetarną. Pieniądza na rynku będzie zatem więcej, a płynność to istotny czynnik wspierający rynki. Rynek wycenia na 90 proc. szanse na cięcie stóp procentowych w USA we wrześniu. Po pierwszej obniżce stóp rynek średnio zyskuje około 16 proc. Inwestorzy nadal mają do skonsumowania pozytywne efekty tzw. nowej pięknej ustawy Donalda Trumpa, która będzie dodatkowym stymulusem fiskalnym. Ustawa ta obniża efektywną stawkę podatkową z 21 proc. do 10 proc., co będzie szczególnie odczuwalne dla dużych spółek.
Z naszych analiz wynika m.in., że jeśli Nasdaq traci 20 proc. (tak jak w kwietniu) i w ciągu 60 dni wychodzi na nowy roczny szczyt, to wzrosty powinny być kontynuowane również na początku 2026 r. Dziś trudno dopatrzyć się sygnału głębszej niż około 5-proc. korekty, a tym bardziej bessy. Po silnych wzrostach pojawiają się zwykle konsolidacje rynku byka. Z prostych, historycznych analiz wynika, że w III kwartale S&P 500 może zyskać jedynie 1 proc., ale już IV kwartał tego roku powinien przynieść około 4,7-proc. zwyżkę. Jest na to 79 proc. szans.