Stosunkowo często zdarza się, że założyciel i wieloletni prezes danej spółki decyduje się na przejście do rady nadzorczej. Jednak są też przypadki, gdy urzędujący szef jednej spółki zostaje członkiem nadzoru drugiej. Przykład? Jacek Szwajcowski. – Udział w radzie nadzorczej Eurocashu zaproponował mi Fundusz Inwestycyjny Aviva. Propozycję przyjąłem z dużym zainteresowaniem z kilku powodów. Działalność Eurocashu swoim profilem jest zbliżona do działalności Grupy Pelion, którą zarządzam od ponad 20 lat. Eurocash jest dobrze postrzegany przez inwestorów. Ponadto skład rady nadzorczej Eurocashu daje możliwość współpracy z ludźmi o ogromnym doświadczeniu biznesowym – mówi Szwajcowski. Dodaje, że nadal będzie koncentrował się na zarządzaniu Pelionem. – W związku z tą funkcją wchodzę w skład rad nadzorczych kilku spółek w grupie, a 27 czerwca zostałem powołany do rady nadzorczej notowanej na NewConnect spółki Pharmena, w której Pelion ma udziały – mówi.
Inwestor finansowy zaproponował też powołanie do RN Eurocashu Hansa-Joachima Körbera. To dobrze znana w Europie postać: były prezes i dyrektor generalny grupy Metro, którą kierował w latach 1999–2007. – Sprawując przez wiele lat funkcję prezesa jednej z największych firm w segmencie FMCG, miałem okazję poznać ten biznes od podszewki, dzięki czemu mogę przyczynić się do dalszego rozwoju Eurocashu – mówi Körber.
Fundusze mają faworytów
Inwestorzy finansowi nie kryją, że mają listy osób, które rozważane są w kontekście kandydowania do rad nadzorczych spółek z portfela. – Ta lista podlega stałemu przeglądowi. Staramy się również ją rozbudowywać, gdyż z naszego doświadczenia wynika, że na polskim rynku bardzo trudno o osoby, które są gotowe profesjonalnie podejść do sprawowania funkcji niezależnego członka RN, mają do tego kompetencje i jednocześnie dysponują wystarczającą ilością czasu – mówi Piotr Bień, dyrektor ds. zarządzania portfelem akcji ING PTE. Podkreśla, że takie osoby są niezależne od ING PTE.
– Ważne jest doświadczenie w zarządzaniu lub pracy w radach nadzorczych, ale przede wszystkim oceniamy kompetencje – mówi. Uważa, że potrzeba obecności niezależnych członków w radach nadzorczych nie ma nic wspólnego z tym, czy mamy kryzys, czy boom gospodarczy. – Dlatego też z satysfakcją obserwujemy ewolucję w zachowaniu większościowych akcjonariuszy, którzy coraz częściej popierają pomysł proponowania niezależnych członków – mówi.
Koniec z synekurami
Nasi rozmówcy wspominają, że jeszcze kilkanaście lat temu w radach nadzorczych wielu spółek zasiadały wprawdzie osoby z pierwszych stron gazet, ale najczęściej o biznesie nie miały zielonego pojęcia.