W I półroczu nasze indeksy zyskały po około 30 proc. Czego oczekujesz po II półroczu? Powtórzenie tego wyniku wydaje się być nieosiągalne, ale czy jest szansa, że coś dołożymy do tych 30 proc.?
Jakbyśmy dołożyli jeszcze 10 proc. to byłby to uczciwy wynik i nie ma w tym wielkiej fanaberii. Pewne argumenty za tym, aby nasz rynek albo przynajmniej część spółek poszła do góry, są. Zgadzam się zaś, że dynamika wzrostów jest nie do utrzymania.
To jakie są argumenty przemawiające za naszym rynkiem?
Tych argumentów jest co najmniej kilka i to bardzo różnych. Pierwszy argument związany jest z napływem kapitału, który ewidentnie w tym roku zaczął przepływać ze Stanów Zjednoczonych w kierunku Europy i też trochę w kierunku rynków wschodzących. Można więc powiedzieć, że z tej perspektywy polski rynek ma podwójny bonus. I faktycznie było widać, że ten kapitał do nas napływał. Nie ma też na razie powodów, by oczekiwać, że on miałby zacząć odpływać. Wyceny nie są bardzo wysokie. Z drugiej strony niepewność dotycząca tego, jaka polityka będzie w Stanach Zjednoczonych jest wciąż na tyle duża, że ten przepływ kapitału nadal będzie, chociaż może już nie tak duży, jak w przypadku I półrocza. Patrząc w skali Europy, widać, że nasza gospodarka nadal się wyróżnia bardzo pozytywnie. Perspektywa wzrostu PKB i zysków spółek wygląda dużo lepiej niż w krajach europejskich.
Wspomniałeś o Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie indeksy też jednak dźwignęły się z dużej przeceny i mamy teraz nowe rekordy.
Zgadza się i cieszę się z tego, bo przecież jest to najważniejszy rynek na świecie, który też determinuje zachowanie innych rynków. To, co zrobił rynek amerykański po załamaniu z początku kwietnia, pomimo tego, że nadal nie wiadomo jak ostatecznie skończy się sprawa ceł, pokazuje, że nie można go skreślać. To nie jest ten moment. Sezon wyników firm za I kwartał też zresztą pokazał, że spółki potrafią dowozić wyniki i to przy tej dużej niepewności i zmienności. Dotyczy to głównie spółek technologicznych, które udowodniły, że potrafią się dostosować do otoczenia i trzeba na nie cały czas patrzeć.
Tylko czy to też nie jest argument za tym, by kapitał większym strumieniem zaczął wracać do Stanów Zjednoczonych?
Myślę, że to jest przede wszystkim argument za tym, aby być na rynku amerykańskim, ale otwartym pytaniem jest to, czy faktycznie należy dokładać tam większe pieniądze. Zdroworozsądkowo i pod kątem dywersyfikacji portfela to raczej trzeba rozkładać pieniądze na różne części świata niż tylko koncentrować się na Stanach Zjednoczonych. Też warto zwrócić uwagę na tę perspektywę europejską. Powiedzieliśmy, że w I półroczu rynki europejskie mocno zyskały, ale te zyski są nierówne. Wydaje mi się, że w pewnym momencie włączy się takie rozgraniczanie i patrzenie na Europę nie jako całość, tylko już bardziej na poszczególne rynki. Patrząc na wyceny, przecież my jesteśmy dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż Niemcy. Jeśli więc będzie szukanie ciekawych rynków, to Polska ma szansę być zauważona.