Na nowojorskiej giełdzie Nasdaq jest notowanych 65 firm z Izraela. Jest ich tam więcej niż łącznie spółek z Unii Europejskiej, Japonii, Korei Płd., Singapuru oraz Indii. Izrael to również państwo z największą na świecie liczbą start-upów (w potocznym znaczeniu młodych firm z sektora IT) w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Jest ich tam blisko 3,9 tys., czyli jedna przypada na 1,8 tys. Izraelczyków. Firma badawcza Startup Genome umieściła Tel Awiw na drugim miejscu swojego rankingu metropolii najlepszych dla start-upów. Miasto to zostało wyprzedzone w owym zestawieniu jedynie przez kalifornijską Dolinę Krzemową. Gubernatorzy amerykańskich stanów często wizytują Izrael, by przyjrzeć się rozwiązaniom stosowanym tam, by stymulować przedsiębiorczość w sektorze IT. Branża wysokich technologii stała się już mocnym filarem izraelskiej gospodarki, generując 40 proc. eksportu. Kraj ten przyciąga też rocznie około 2 mld USD pieniędzy lokowanych przez fundusze venture capital (czyli inwestujące w przedsięwzięcia obarczone dużym ryzykiem, ale mające też duży potencjał rozwoju), czyli tyle co o wiele większe Niemcy czy Francja. – Izrael jest czołowym, największym i najbardziej obiecującym hubem inwestycyjnym poza USA – twierdzi Warren Buffett, miliarder, rynkowy guru i właściciel firmy inwestycyjnej Berkshire Hathaway. – Innowacje, do których dochodzi w Izraelu, są krytyczne dla branży IT – uważa Bill Gates, założyciel Microsoftu. W jaki sposób małemu krajowi, niemal pozbawionemu surowców naturalnych, nieustannie prowadzącemu wojny i wiecznie zagrożonemu zagładą udało się osiągnąć tak oszałamiający sukces? Kluczowe w tym procesie okazały się mądra państwowa strategia rozwoju przemysłu oraz wielka rola odgrywana przez armię w izraelskim społeczeństwie.
Od mizerii do innowacji
Izrael jest obecnie trzecim pod względem bogactwa państwem Bliskiego Wschodu. PKB na głowę, liczone według parytetu siły nabywczej, wynosi tam, według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, 34,9 tys. USD, a wyprzedzają go jedynie naftowo-gazowe potęgi: Katar (103,4 tys. USD) i Kuwejt (39,6 tys. USD). Pod tym względem Izrael wypada lepiej niż średnia dla całej UE (32 tys. USD). Jeszcze w 1980 r. PKB na głowę był tam niższy niż w Grecji, we Włoszech czy w Libii. Sto lat wcześniej tereny obecnego Izraela stanowiły zapadłą prowincję Imperium Osmańskiego, wedle relacji Marka Twaina „niezagospodarowane pustkowia". Pierwszym okresem boomu w dziejach tych ziem był okres mandatu brytyjskiego (1922–1948), w którym żydowskiemu osadnictwu i brytyjskim kolonialnym inwestycjom infrastrukturalnym towarzyszył napływ kapitału z diaspory, rolnicza ekspansja i duża arabska imigracja zarobkowa. Druga fala rozwojowa rozpoczęła się po utworzeniu państwa Izrael i trwała do końcówki lat 60. PKB na głowę wzrósł wówczas czterokrotnie, a populacja podwoiła się, choć kraj zaangażował się w trzy duże wojny. Ówczesne sukcesy gospodarcze związane były głównie z umiejętną integracją imigrantów z całego świata i wykorzystaniem ich zdolności, pomocą finansową z diaspory , dynamicznym rozwojem rolnictwa i dużymi, rządowymi inwestycjami infrastrukturalnymi. Przede wszystkim działał jednak efekt bazy – gospodarka dynamicznie się rozwijała, bo zaczynano z poziomu wielkiego zapóźnienia.
Po 20 latach istnienia państwa stawało się już jasne, że dotychczasowy model jego rozwoju wyczerpuje się. Jak piszą Dan Senor i Saul Singer, autorzy książki „Naród start-upów. Historia cudu gospodarczego Izraela": „odwiedzającym go w latach 70. można wybaczyć myśl, że odwiedzali kraj Trzeciego Świata".
Infrastruktura drogowa była kiepska, główne lotnisko pasażerskie małe i przestarzałe. O podłączenie telefonu trudno się było doprosić u urzędników. W Izraelu nie działały żadne międzynarodowe sieci sprzedaży detalicznej, a zagraniczne towary były trudno dostępne (z powodu wysokich ceł). Telewizja dysponowała tylko jedną rządową stacją nadawczą, a ludzie chętnie oglądali kanały nadawane w Jordanii czy Libanie. Krajowy przemysł motoryzacyjny produkował auta beznadziejnej jakości, ale na rynku nie było dostępnych zbyt wiele zagranicznych modeli samochodów. Długoletnie rządy lewicowej Partii Pracy nie były przyjazne prywatnej przedsiębiorczości, a regulacje finansowe archaiczne. Nie można było wymieniać pieniędzy poza bankami ani posiadać kont za granicą. Inflacja przyspieszyła z 13 proc. w 1971 r. do 111 proc. w 1979 r. i 445 proc. w 1984 r. Udało się ją opanować dopiero w drugiej połowie lat 80. Zanim to się stało żartowano jednak, że bardziej opłaca się jechać z Tel Awiwu do Jerozolimy taksówką niż autobusem, bo taksówkarzowi płaci się na koniec jazdy, gdy wartość szekla już spadła. Choć niektóre międzynarodowe koncerny dosyć wcześnie dostrzegły możliwy potencjał Izraela (Intel zaczął tam inwestować już w 1974 r.), to dla wielu rynkowych gigantów państwo to długo było „czarną dziurą". Np. pierwszy bar McDonald's został tam otwarty dopiero w 1993 r., czyli trzy lata później niż w Moskwie (obecnie w Izraelu jest 150 McDonald'sów czyli więcej na mieszkańca niż w Europie Zachodniej).
20 lat później Izrael pod względem gospodarczym jest już zupełnie innym państwem. To kraj z dobrą infrastrukturą, największą ilością telefonów komórkowych na mieszkańca, powszechnym dostępem do bezprzewodowego internetu i silnie obecnymi międzynarodowymi sieciami handlowymi. Co doprowadziło do takiej transformacji? W dużej mierze przeprowadzone w drugiej połowie lat 80. reformy gospodarcze opracowane m.in. przez Stanleya Fischera, byłego prezesa Banku Izraela. Ale innym ważnym kluczem do transformacji było powstanie prężnego przemysłu nowoczesnych technologii. Kulisy tej zmiany leżały w decyzjach podjętych przez rząd i armię jeszcze w latach 60.