„Wydatki inwestycyjne firm to prawdziwy wskaźnik wyprzedzający koniunktury i cen akcji. Jeśli chcecie wiedzieć, w jakim kierunku zmierzały będą gospodarka i rynek akcji, zapomnijcie o wydatkach konsumpcyjnych czy sprzedaży detalicznej, skupcie się na wydatkach firm" – pisał w jednej z książek Mark Skousen, amerykański ekonomista popularny w kręgach zwolenników tzw. austriackiej szkoły ekonomicznej. Jeśli ma rację, to wiele spośród kluczowych gospodarek skazanych jest na powolny wzrost lub – jeśli obecnie rozwijają się w przyzwoitym tempie, jak np. USA – spowolnienie. Pomimo bezprecedensowo niskich stóp procentowych, firmy nie chcą inwestować. W ocenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który poświęcił temu problemowi cały rozdział ostatniego raportu z cyklu „World Economic Outlook", to jedna z najważniejszych przyczyn spadku potencjalnego tempa wzrostu dojrzałych gospodarek do 1,6 proc. w ostatnich latach, w porównaniu z 2,3 proc. w latach 2001–2007.
Buy-backi i przejęcia zamiast inwestycji
W opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie Saul Eslake, ekonomista Bank of America Merrill Lynch przywołał dane, wedle których w USA inwestycje firm w środki trwałe w ujęciu realnym wróciły do poziomu sprzed recesji z lat 2008–2009 dopiero po 18 kwartałach od osiągnięcia dna. Po poprzednich powojennych recesjach trwało to średnio pięć kwartałów, a maksymalnie trzy lata. Tymczasem USA wypadają pod tym względem dużo lepiej niż Japonia czy strefa euro, gdzie wydatki inwestycyjne firm wciąż są mniejsze niż przed kryzysem. Z kolei z danych Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) wynika, że globalna wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI) nawet nie zbliżyła się do poziomu sprzed kryzysu. W 2014 r. wyniosła 1,26 bln USD, tylko o 7 proc. więcej niż w recesyjnym 2009 r., ale aż o 34 proc. mniej niż w 2007 r.
Wyliczenia ekonomistów Międzynarodowego Funduszu Walutowego sugerują, że w krajach rozwiniętych wydatki inwestycyjne sektora prywatnego są wciąż o około 25 proc. niższe, niż gdyby sprawdziły się prognozy z 2007 r. To wprawdzie może po prostu oznaczać, że prognozy te były zbyt optymistyczne, ale ekonomiści MFW twierdzą, że poziom inwestycji odchylił się także niemal równie mocno od długoterminowego trendu. To w równym stopniu efekt ich załamania w trakcie kryzysu, jak i ich niemrawego wzrostu w kolejnych latach.
Sygnałów odbicia na razie nie widać. Z naszych wyliczeń (patrz wykres) wynika, że 500 spółek niefinansowych o największych przychodach na świecie w ub.r. nie zmieniło w ujęciu nominalnym swoich nakładów inwestycyjnych. W ujęciu realnym musiały więc je zmniejszyć, co jest zgodne z ubiegłorocznymi prognozami agencji ratingowej, według których wydatki kapitałowe spółek niefinansowych z całego świata po spadku o 1 proc. w ujęciu realnym w 2013 r., będą kurczyły się także w latach 2014–2016.
Do pośrednich dowodów na to, że firmy wstrzymują się z inwestycjami, należy choćby wzmożony ruch w dziedzinie fuzji i przejęć. W ub.r. jak sugerują dane Bloomberga, wartość takich transakcji zbliżyła się do rekordu z 2007 r. W tym roku, jeśli jego druga połowa będzie przypominała pierwszą, rekord ten zostanie podbity. Tylko w pierwszych pięciu miesiącach br. spółki ogłosiły fuzje i przejęcia o wartości niemal 2 bln USD. To jeden ze sposobów na spożytkowanie ogromnych zapasów gotówki i jej ekwiwalentów. Tylko wspomnianych 500 firm miało na koniec ub.r. w swoich bilansach 2,2 bln USD w gotówce. Innym oprócz przejęć sposobem na zutylizowanie tych środków jest skup akcji własnych. Jak wyliczyła firma analityczna Birinyi Associates, tylko w kwietniu br. amerykańskie spółki przedstawiły plany przeznaczenia na ten cel 141 mld USD. Do tej pory rekordowy pod tym względem był luty br., gdy wartość ogłoszonych planów skupu akcji sięgała 120 mld USD. W całym 2015 r. wartość takich transakcji może według Birinyi Associates sięgnąć 1,2 bln USD, niemal o połowę więcej niż w rekordowym 2007 r.