Utyskiwanie na poziom obrotów na warszawskiej giełdzie słychać ze wszystkich stron. Maklerzy narzekają, że przy obecnej aktywności inwestorów ledwo wiążą koniec z końcem. Gracze z kolei marudzą, że w takich warunkach spready między ofertami kupna a sprzedaży, szczególnie w przypadku średnich i małych spółek, są tak duże, że gra nie jest warta świeczki. Do tego dochodzi problem otwarcia większej pozycji na walorach tych firm. W końcu także zarząd GPW dostrzega problem płynności na naszym rynku, choćby z tak prozaicznego powodu, jak negatywny wpływ na finanse giełdy.
Ciągłe wypominanie niskich obrotów naszemu rynkowi może być oczywiście odebrane jako zwykłe czepialstwo lub chęć wbicia szpili obecnemu zarządowi GPW. Być może nawet by tak było, gdyby nie szersze spojrzenie na całą sprawę.
Niech przemówią liczby
Narzekanie na poziom aktywności na GPW jest cykliczne. Głośno słychać je było chociażby w 2012 r., gdy wartość obrotów akcjami w całym roku wyniosła niecałe 203 mld zł. To najsłabszy wynik w ostatnich pięciu latach. Wtedy jednak rozpacz z tego powodu była jakby mniejsza. GPW swój ból dzieliła wówczas z innymi rynkami, które również cierpiały z powodu odpływu graczy. Łatwiej więc było to znosić i tłumaczyć spadające obroty.
– Nie tylko my odczuwamy skutki kryzysu – obroty na innych giełdach również znacząco spadły. W ujęciu relatywnym obroty na GPW są w bardzo dobrej kondycji, tzn. ciągle zwiększamy naszą przewagę nad innymi parkietami z regionu. Ważne jest, że kapitał, choć w mniejszych ilościach, przepływa bardziej na naszą giełdę niż na inne giełdy – mówił w połowie 2012 r. ówczesny prezes GPW Ludwik Sobolewski. W całym 2012 r. obroty na GPW względem 2011 r. zmalały o ponad 26 proc. Warszawa znalazła się jednak w elitarnym gronie. London Stock Exchange Group zaliczyła spadek obrotów o 16 proc., NYSE Euronext – prawie o 20 proc., a Deutsche Börse – o 21 proc. Lepiej wypadliśmy natomiast na tle regionu. W Wiedniu obroty siadły aż o 40 proc., w Budapeszcie o 38 proc., a w Bukareszcie o 44 proc.
A jak jest teraz? Patrząc na pierwsze półrocze, wydaje się, że pod względem aktywności inwestorów 2015 r. będzie dla warszawskiej GPW lepszy niż 2012 r. Mimo to nastroje wydają się dużo gorsze niż trzy lata temu. Wszystko dlatego, że tym razem Warszawa wyraźnie odstaje od reszty stawki – na innych rynkach handel znów bowiem kwitnie.