Notowania ZUE są najniższe od 2012 r. Spółki budowlane, zwłaszcza z ekspozycją na kontrakty infrastrukturalne, nie są dobrze postrzegane przez inwestorów, mają słabe noty u analityków. Jak ocenia pan perspektywy dla branży i spółki?
Nie ulega wątpliwości, że branża budowlana jest postrzegana przez pryzmat podwyższonego ryzyka. Trzeba jednak zauważyć, że wzrost gospodarczy Polski jest oparty m.in. na inwestycjach infrastrukturalnych. Łączne planowane nakłady na linie kolejowe to ponad 66 mld zł – z tego żyje rynek wykonawczy i produkcyjny.
Owszem, pada argument, że mamy do czynienia z ogromnym wzrostem kosztów, a kontrakty infrastrukturalne nie są przecież waloryzowane. Uważam jednak, że mimo wszystko perspektywy są dla ZUE dobre. Mamy duży portfel zamówień o wartości 2,3 mld zł, a oferty w przetargach tegorocznych, gdzie zajęliśmy pierwsze miejsce, to około 294 mln zł. Zdecydowana większość to projekty z rynku kolejowego, ale przybywa też zleceń z segmentu infrastruktury miejskiej.
Wartość portfela to jedno, wszyscy martwią się o marże, jakie można na podstawie tych zleceń wypracować...
Nie publikujemy prognoz, nie mogę więc podawać żadnych szacunków. To prawda, że duża część portfela opiera się na przetargach, na które oferty składaliśmy w grudniu 2016 r. i pierwszej połowie 2017 r., czyli przed wzrostem cen materiałów budowlanych, a które były rozstrzygane w 2017 r. Jednak w przypadku materiałów strategicznych jesteśmy w dużej mierze zabezpieczeni dzięki podpisaniu umów ramowych z dostawcami i producentami. Te umowy określają ceny wyjściowe i sposób ich waloryzacji. Spodziewamy się, że ceny materiałów dalej będą rosnąć, chociaż już nie tak skokowo jak dotychczas.