Według bardzo popularnej klasyfikacji po spadku danego indeksu giełdowego o 20 proc. przyjmuje się, że mamy do czynienia z bessą (a w domyśle – z początkiem bessy). Trzymając się tego modnego sygnału, należałoby uznać, że rodzimy WIG był ostatnio o krok od rozpoczęcia rynku niedźwiedzia, bo spadł od styczniowego szczytu o ponad 18 proc. A w przypadku sWIG80 to już „na pewno" mamy bessę, bo przecież jego wartość przez ponad rok zredukowała się o prawie jedną czwartą.
Skromnym zdaniem autora taka klasyfikacja hossa/bessa to – w wersji łagodnej – nieporozumienie, a w bardziej dosadnych słowach – po prostu wprowadzanie w błąd. I chodzi tu nie tylko o to, że ów próg 20 proc. jest dobrany niezwykle arbitralnie (dlaczego nie np. 15 proc. albo 25 proc.?), lub też o to, że takie stawianie sprawy jest niezbyt zdroworozsądkowe (spadek o 19,9 proc. to jeszcze nie bessa, a spadek o 20 proc. to już bessa). Dużo ważniejszy jest fakt, że „teoria 20 proc." kompletnie pomija to, co najważniejsze w inwestowaniu – aspekt fundamentalny, a ściślej biorąc – poziom wycen akcji.
Trzy bessy
Aby lepiej zrozumieć istotę bessy, musimy nieuchronnie odwołać się do historii. We w miarę współczesnych dziejach GPW (ostatnie 20 lat) można przyjąć, że inwestorzy mieli do czynienia z trzema bessami z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio w okresie VII 2007 – II 2009, kiedy WIG runął o prawie 70 proc. Drugi przypadek to okres III 2000 – IX 2001, w którym indeks stracił prawie 50 proc. A najstarszy przypadek to III–X 1998, kiedy to pod wpływem turbulencji w Azji, a potem kryzysu rosyjskiego (niewypłacalność rządu Jelcyna i związany z tym upadek wielkiego amerykańskiego funduszu hedgingowego LTCM) WIG zanurkował o ponad 40 proc.
Wielokrotnie pisaliśmy już o tym, że obecne wyceny walorów na GPW w niczym nie przypominają sytuacji z początku bessy w 2007 r. Przypomnijmy – na szczycie poprzedzającym tamtą bessę WIG notowany był na poziomie 3,1 x wartość księgowa. Teraz, po ostatniej wyprzedaży, jest to 1,24 x wartość księgowa (na koniec czerwca). Ten przypadek jest bardzo dobrze rozpoznany i zidentyfikowany ze względu na to, że jest ciągle w miarę świeży, a dane są relatywnie łatwo dostępne.
Do tej pory dużo uboższy był natomiast stan wiedzy na temat wcześniejszej historii GPW. Ale dzięki naszym badaniom to się właśnie zmienia. Sięgnęliśmy do archiwalnych „Roczników Giełdowych", by ustalić, na jakich poziomach były wyceny akcji w dwóch punktach – na koniec 1999 r. (stamtąd brakowało już trzech miesięcy do rozpoczęcia bessy) oraz na koniec 1997 (trzy miesiące przed rozpoczęciem bessy w 1998 r.). Pozostałe brakujące punkty uzupełniliśmy już na zasadzie prostego szacunku na podstawie zmian WIG.