Jak wspomniałem, inwestycje private equity są wieloletnie. My jesteśmy zaangażowani w MCI TechVentures 1.0. niezmiennie od 2008 r., czyli od samego początku funduszu.
Trzymanie się takiego stanowiska raczej nie doprowadzi szybko do porozumienia. Nie obawia się pan o swój wizerunek?
MCI Capital ma akcjonariuszy i obligatariuszy, o których interes również musi dbać. Przystępując do jakiegokolwiek funduszu, należy wiedzieć, w jakich ramach on działa. Fundusz MCI TechVentures 1.0. został zaprojektowany tak, aby umożliwić inwestorom dostęp do płynności, co jest dość unikalne. Dotychczas wypłaciliśmy 415 mln zł inwestorom, z czego 230 mln zł przypadło inwestorom indywidualnym. To bardzo dużo jak na specyfikę funduszu i z pewnością najwięcej spośród działających w Polsce funduszy VC. To też pokazuje, że aktywa funduszu są płynne. Fundusz ma dobre wyniki, bo w ostatnich dziesięciu latach stopa zwrotu wyniosła ponad 135 proc. To znacznie powyżej średniej europejskiej. Problemy, z jakimi dziś się mierzymy, wynikają z nieznajomości specyfiki branży VC albo postrzegania sytuacji inaczej, niż wskazują na to fakty.
Co ma pan na myśli?
Jak się okazuje, nawet ci, którzy przyznają, że poznali statut, w swoich założeniach nie zakładali, iż MCI Capital wykorzysta swoje prawa. A jak to wygląda z naszej perspektywy? MCI Capital po raz pierwszy od utworzenia funduszu skorzystało ze swoich uprawnień zapisanych w statucie i umorzyło część certyfikatów, wykorzystując cały, roczny, 10-proc. limit. Inwestorzy, którzy dołączali do funduszu, zobowiązani byli zapoznać się ze statutem, w którym od powstania nie dokonaliśmy żadnych zmian w kwestii zasad umorzeń. Dokumenty, które podpisywali, potwierdzają, że rozumieją, co kupują. Tymczasem dziś odnosimy wrażenie, że traktowali tę inwestycję jak lokatę.
Skorzystaliśmy z naszych uprawnień, ponieważ MCI Capital również ma swoje zobowiązania, m.in. w postaci zapadających niebawem obligacji. Historycznie umarzaliśmy mniej niż inwestorzy indywidualni, więc to tym bardziej świadczy o naszej odpowiedzialności względem innych uczestników i za wyniki funduszu. Patrząc zaś na same wyniki, można powiedzieć, że to wcale nie jest dobry moment na umarzanie certyfikatów funduszu.