Sezonowość wskazywała, że stanie się to nieco później, ale pierwszych kilka sesji roku 2024 może posłużyć jako zimny prysznic na tych inwestorów, którzy nadmiernie wierzą w przewidywalność i powtarzalność rynków kapitałowych. Daleko mi do alarmistycznego tonu i nagłówków o „najgorszym starcie roku od ponad dwóch dekad”, bo fakty są takie, że w całym pierwszym tygodniu stycznia S&P 500 stracił niewiele ponad 1,5 proc., a jedna sesja, 8 stycznia, wystarczyła, by niemal w całości ten spadek wymazać. Może to być jednak sygnał za podejściem, które prezentujemy w naszych materiałach – nie trzeba czekać, aż „strzelba wystrzeli”, a ograniczanie ryzyka portfeli czasem lepiej rozpocząć z wyprzedzeniem.
Na przestrzeni listopada i grudnia rynek zdyskontował bardzo wiele, przede wszystkim „brak twardego lądowania” amerykańskiej gospodarki, czyli dalszy szybki spadek inflacji, któremu będzie towarzyszył dość wysoki (1,5–2 proc.) wzrost PKB w 2024 r. Pomimo niego FOMC ma zdecydować się na obniżki stóp o łącznej skali 150 pb. Ryzyka dla takiego scenariusza są wyraźnie asymetryczne pod każdym względem, w naszej ocenie najbardziej w kwestii wzrostu.
„Twarde dane” z amerykańskiej gospodarki pozostają solidne, ale coraz więcej niepokojących zjawisk widać na poziomie wskaźników wyprzedzających (choćby ostatnie wskazania ISM dla sektora usługowego). W sytuacji, gdy wyprzedzający wskaźnik cena/zysk (po lekkich spadkach) wynosił na ubiegły piątek 19,2 niewiele w naszej ocenie trzeba, by doszło do przeceny o skali dwucyfrowej. Nawet jeżeli faktycznie nastąpi ona w lutym, marcu lub jeszcze później, wątpimy, czy zakończy się na poziomach powyżej obecnych.
Nie jesteśmy natomiast nadmiernie przestraszeni słabym startem roku na GPW. Już na początku drugiego tygodnia roku widać sygnały pewnej stabilizacji, niewiele wskazuje w naszej ocenie, że mieliśmy do czynienia z czymś więcej niż realizacją zysków na bardzo silnym i mocno krótkoterminowo wykupionym w ubiegłym roku rynku.
Rok 2024 przyniesie Polsce zapewne bardzo wysoki na tle Europy wzrost i wciąż podwyższoną inflację, a w konsekwencji bardzo łagodny na tle świata spadek stóp procentowych (oczekujemy dwóch–trzech obniżek), korzystny dla sektora bankowego. Jeżeli dodatkowo (a tak zakładamy) w całym roku nie będzie umacniał się dolar, mamy wymarzone otoczenie, by po raz trzeci z rzędu WIG zachował się w ciągu 12 miesięcy lepiej niż S&P 500.