Porozumienie zakłada niezwłoczne odcięcie importu surowca drogą morską (dwie trzecie obecnych dostaw do krajów UE) oraz zamknięcie do końca roku przepływu północną nitką ropociągu Przyjaźń. Efektywnie działania te mogłyby ograniczyć import ropy do 90 proc. do końca roku, co oznacza, że pozostałe 10 proc. dotychczasowych dostaw surowca popłynie jeszcze przez kilkanaście miesięcy południową nitką ropociągu, z czego będą mogły korzystać takie państwa jak Węgry, Słowacja czy Czechy.
W konsekwencji ostatnich wydarzeń cena „czarnego złota" znajduje się na dobrej drodze do osiągnięcia marcowych szczytów. Nie bez znaczenia jest również poprawiająca się sytuacja pandemiczna w Chinach ze względu na to, że Państwo Środka odpowiada za ok. 15 proc. światowej konsumpcji. Chiny wprawdzie nie ujawniają swoich zapasów, jednak nietrudno się domyślić, że ich wartość od marca znacząco się zwiększyła. Według dostępnych szacunków Azja już w kwietniu wyprzedziła Europę w imporcie rosyjskiej ropy, która była kupowana przede wszystkim przez Indie i Chiny przy dyskoncie sięgającym nawet 30 proc.
Tymczasem Europa pozostaje na łasce krajów OPEC, które nadal nie powróciły po okresie pandemicznym do swojego potencjału produkcyjnego szacowanego na ok. 33 mln baryłek dziennie. Kartel produkował w kwietniu niespełna 29 mln baryłek, co oznacza, że powrót do potencjału produkcyjnego oznaczałby pokrycie w ok. 80 proc. dotychczasowego importu rosyjskiej ropy przez kraje UE. Największym potencjałem wzrostu produkcji (ok. 1,2 mln baryłek dziennie) dysponuje Iran, jednak uwolnienie brakującej podaży zależy od porozumienia nuklearnego, które skutecznie blokowane jest przez Rosję. Podobnym potencjałem do wzrostu dysponuje Arabia Saudyjska, choć w tym przypadku niewątpliwie brakuje politycznej woli. Przy obecnych poziomach cen ropy szacunki wzrostu PKB Arabii Saudyjskiej na ten rok podskoczyły do ok. 10 proc., podczas gdy w 2021 r. PKB tego kraju wzrósł o 3,2 proc. Warto ponadto zwrócić uwagę, że relacje Saudów z obecną administracją Białego Domu wyraźnie ochłodziły się w porównaniu z prezydenturą Trumpa.
Choć wszystkie znaki na niebie wskazują, że ceny ropy prędko się nie obniżą, to ich potencjał dalszego wzrostu pozostaje ograniczony. Obecne wyceny oparte w głównej mierze na problemach podaży w ograniczonym stopniu uwzględniają pogarszające się perspektywy globalnego popytu. Te jednak naszym zdaniem kluczową rolę zaczną odgrywać dopiero w 2023 r. W tak zwanym międzyczasie rynek będzie się musiał zmierzyć z rozpoczęciem
odbudowy rezerw strategicznych USA, z których do października zostanie uwolnionych łącznie 180 mln baryłek surowca.