Wówczas byliśmy u progu skokowego przyspieszenia inflacji, rosły obawy o stagflację (wówczas jeszcze mocno wyolbrzymione), banki centralne jak mantrę powtarzały tezę, że podwyższona inflacja jest zjawiskiem krótkim i przejściowym. Większość decydentów monetarnych postawiła zakład, że jakiekolwiek restrykcyjne działania uderzą jedynie we wzrost gospodarczy. Był to dość niebezpieczny hazard, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę sytuację pandemiczną sprzed roku.

Obecnie jesteśmy w zupełnie innym punkcie. Inflacja wydaje się decydentom uciekać i wcale nie jestem pewien, czy II połowa roku przyniesie duże uspokojenie, poza łagodzącym efektem wyższej bazy. Działania banków centralnych są dużo bardziej drastyczne, niż miałoby to miejsce 12 czy 18 miesięcy wcześniej. Oczywiście po drodze wydarzył się czarny łabędź w postaci agresji rosyjskiej na Ukrainę, która przewróciła do góry nogami rynek surowców i część łańcuchów dostaw (gdzie spora część negatywnych skutków jest wciąż przed nami). Sytuacja gospodarcza co prawda dalej wydaje się przyzwoita, ale silne spowolnienie na przełomie lat 2022 i 2023 wydaje się jednym ze scenariuszy bazowych. W połączeniu z inflacją i realnym zubożeniem konsumentów (nawet włączając w to czynnik rosnących wynagrodzeń) tworzy to niezbyt przyjemną mieszankę. Wszystko wskazuje na to, że hazard nie był tym razem opłacalny i kasyno jak zwykle wygrało.

Na rynkach akcji mamy za sobą jeden z najsłabszych okresów od początku roku w historii, w tym od początków 2020 r. Krajowy rynek przełamuje kolejne lokalne minima, osiągając poziomy ostatnio widoczne w latach 2020, 2016, a wcześniej 2008/2009. Nastroje na rynkach można łatwo oszacować chociażby po ubiegłym tygodniu, gdzie patrząc na Stany Zjednoczone, początek tygodnia zaczął się od spokojnych wzrostów, przeszedł w euforyczne wzrosty po konferencji szefa Rezerwy Federalnej, by potem zanotować najsilniejszy spadek od początków pandemii. Trudno obecnie ocenić, czy była to tylko realna ocena otoczenia gospodarczego, czy stały za tym inne, nieujawnione jeszcze czynniki. Krajowy rynek akcji nie uczestniczył we wzrostach na rynkach bazowych, gdzie percepcja była nieco zakłócona przez majówkowy tydzień, ochoczo za to dołączył do globalnych spadków.

Z ciekawą sytuacja mamy do czynienia na rynku akcji w Stanach Zjednoczonych. Szeroki rynek akcji mierzony wskaźnikiem S&P 500 z dużym przeważeniem spółek technologicznych spada od początku roku o przeszło 13 proc. Inwestorzy zaczęli poszukiwać ochrony przed zmiennością i inflacją, jednocześnie w dalszym ciągu omijając słaby rynek długu. Zwrócili więc uwagę na spółki dywidendowe, segment mocno zapomniany od hossy w 2020 r. Patrząc na wyniki ETF iShares Core High Dividend, była to dobra decyzja. Od początku roku instrument ten zyskał 4,6 proc., co w zestawieniu z 13-proc. spadkiem szerokiego rynku i 21-proc. spadkiem Nasdaq wydaje się doskonałym rezultatem.

Dla inwestorów chcących pozostać na rynku akcji budowa portfela dywidendowego, zwłaszcza przy obecnych wycenach, wydaje się dobrym pomysłem. Również na naszym krajowym rynku, gdzie jednak czynniki ryzyka są zdecydowanie inne niż za oceanem.