Opublikowane o godz. 10:00 dane o stopie bezrobocia w Niemczech były zgodne z oczekiwaniami (8,3 proc.), podobnie jak też wstępny odczyt inflacji HICP dla strefy euro za kwiecień (0,6 proc. r/r). Nieco wyższa od oczekiwań okazała się być marcowa stopa bezrobocia dla strefy euro (8,9 proc.) – do góry skorygowano także dane za luty (do 8,7 proc.). Z kolei dane, jakie napłynęły z USA pokazały spadek wydatków konsumenckich w marcu o 0,2 proc. m/m (oczekiwano zniżki o 0,1 proc. m/m) i 0,3 proc. m/m spadek dochodów w tym samym okresie (progn. -0,2 proc. m/m). Niemniej wartość ważniejszego wskaźnika PCE Core była zgodna z oczekiwaniami – w marcu +0,2 proc. m/m. Z kolei koszty pracy w I kwartale wzrosły mniej, niż prognozowano (0,3 proc. wobec 0,5 proc.), co jest dobrą informacją. Podobnie jak spadek dynamiki cotygodniowych, nowych podań o zasiłki dla bezrobotnych do 631 tys. z 645 tys. po rewizji tydzień wcześniej. Niektórzy optymiści zaczęli dopatrywać się w tym lepszych wskazań, co do zaplanowanego na przyszły piątek, kluczowego miesięcznego odczytu z rynku pracy. Z kolei o godz. 15:45 poznaliśmy odczyt indeksu Chicago PMI, który w kwietniu wzrósł do 40,1 pkt. wobec prognozowanych 35 pkt.
Jak, zatem należy tłumaczyć spadek notowań EUR/USD? Dane makro, zwłaszcza odczyt indeksu Chicago PMI nie były przecież tak złe, a nawet odwrotnie. Pesymizmu nie było też widać na rynkach akcji, które utrzymały ranną dynamikę zwyżek. Wydaje się więc, że mieliśmy do czynienia ze zwykłą realizacją zysków po ostatnich wzrostach EUR/USD.
Pretekstem mógł być też zbliżający się długi weekend (jutro pracują tylko Londyn i Nowy Jork). Niewykluczone, że część inwestorów już szykuje się na przyszłotygodniowe wydarzenia. Tutaj pretekstem do umocnienia się dolara może być ewentualne pogorszenie się sytuacji na giełdach po publikacji „testów wytrzymałościowych” przez amerykańskie banki 4 maja, czy też posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego 7 maja, mogące ujemnie wpływać na notowania euro.
Czwartek był także dość ciekawym dniem dla polskiej waluty. Złoty wyhamował zwyżki w okolicach 4,3650 zł za euro i później systematycznie tracił na wartości. W efekcie po południu za euro płacono blisko 4,42 zł, za dolara 3,34 zł, a za franka 2,9250 zł. Po części ruch ten można wiązać z sytuacją na rynku EUR/USD, po części też ze spekulacjami, iż tegoroczny budżet może zostać zrewidowany nawet o 10-12 mld zł. Swoje zrobił także zbliżający się dłuższy weekend skłaniający do zamykania zyskownych pozycji.
Marek Rogalski