Ucieczka inwestorów od ryzyka odcisnęła się na notowaniach polskiej waluty, która straciła do wszystkich głównych walut. Największą uwagę przyciągnął kurs franka szwajcarskiego – zarówno w relacji do euro, jak i złotego jest on rekordowo drogi.
W mijającym tygodniu rynki pokazały europejskim politykom żółtą kartkę. Oczywiście można powiedzieć, iż obawy o włoskie finanse publiczne zostały wywołane nieporozumieniami w rządzie Berlusconiego. Jednak to brak jednomyślności w działaniu europejskich polityków w kwestii problemów na peryferiach sprawia, iż rynki dopuszczają w ogóle scenariusz, w którym tak duży kraj jak Włochy mógłby mieć problemy ze spłacaniem swoich zobowiązań. To zaś może działać jak samospełniająca się przepowiednia: o ile Włochy mogły radzić sobie przy rentowności obligacji bliskiej tym dla niemieckiego czy francuskiego rządu, o tyle przy wyższych poziomach ich dług (ok. 120% PKB) może zacząć ich przerastać. Politycy powinni zatem podjąć faktyczne działania, które przywrócą wiarę w projekt euro. Na razie tych działań brakuje, a konsekwencją są rekordowe notowania franka wobec euro. Dlatego też, przy umiarkowanej przecenie wobec euro czy dolara, złoty stracił bardzo mocno do franka.
Dane, które napłynęły z polskiej gospodarki są ogólnie neutralne dla złotego. Bardzo niski odczyt inflacji, choć spowodowany po części splotem korzystnych jednorazowych zmian cen, może przesądzić o tym, że RPP nie będzie już w tym roku w obawie o możliwe spowolnienie wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony ten niekorzystny dla złotego czynnik został zbilansowany majową równowagą w rachunku bieżącym. Co prawda tak dobre dane to również po część wynik zdarzeń jednorazowych, jednak powrót do wyższej dynamiki eksportu z pewnością można zaliczyć złotemu na plus. Natomiast należy mieć na uwadze, iż wobec nerwowości na rynkach globalnych czynniki krajowe odgrywają drugorzędną rolę w kształtowaniu złotego.
Najbliższe dni mogą nie przynieść uspokojenia na rynku złotego. Fakt, iż europejscy politycy są dalecy od porozumienia, a rynki akcji nie wyceniły jeszcze w pełni ryzyka osłabienia wzrostu gospodarczego nakazywałby liczyć się z dalszym odpływem kapitału z rynków wschodzących i możliwym osłabieniem złotego. Taki scenariusz będzie obowiązywał, dopóki w myśleniu europejskich przywódców nie nastąpi przełom. Spodziewamy się jednak, iż w perspektywie kilku miesięcy globalna gospodarka powróci na ścieżkę szybszego wzrostu, co pozwoli złotemu na odrobienie obecnie notowanych strat – być może nawet z nawiązką. Pod koniec piątkowych notowań za euro trzeba było zapłacić 4,0240 złotego, za dolara 2,8515 złotego, za funta 4,5920 złotego, zaś za franka 3,4820 złotego.
dr Przemysław Kwiecień