Jak wiadomo, modele te nie są doskonałe i zależnie od przyjętych założeń mogą pokazać bardzo różne wyniki. Natomiast przynajmniej co do metodologii nie ma dziś większego sporu. Inaczej jest na rynku walut – nie ma wśród ekonomistów zgody co do tego, jak ustalić fundamentalną wartość waluty.
Jedną z koncepcji jest porównanie siły nabywczej w krajach posługujących się różnymi walutami. Takie podejście stosuje OECD – Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – porównując siłę nabywczą większości istotnych gospodarek.
Z tego porównania wynikałoby, że w lipcu ceny w Niemczech były o 66 proc. wyższe niż w Polsce, a np. w Czechach czy na Węgrzech o ok. 20 proc. wyższe. To sugerowałoby wyraźne niedowartościowanie naszej waluty już przy 4,00 zł za euro.
Jaka jest jednak wymowa takiego porównania? W zestawieniu OECD?widać też, że turecka lira jest o niemal o 70 proc. niedowartościowana wobec franka szwajcarskiego. Czy to oznacza, że różnica ta zostanie wyeliminowana? Nie. Zastosowanie parytetu siły nabywczej ma bowiem wiele ograniczeń.
Przede wszystkim nie wszystkie dobra i usługi są wymienialne, koszty transportu i pozyskania informacji mogą być wysokie, są bariery formalne w wymianie międzynarodowej. W efekcie takie różnice mogą utrzymywać się przez lata i dopiero silna integracja ekonomiczna może je zredukować (ale i wówczas nie da się ich wyeliminować). Dlatego dla analizowania kursów walut lepsze będzie ujęcie dynamiczne – porównanie zmian cen relatywnych z kursem waluty. Kurs realny pokazuje, jak powinien kształtować się kurs, jeśli odzwierciedlałby jedynie zmiany w różnicy inflacji. Obecnie kurs ten powinien wynosić ok. 4,12 zł za euro.