Odważny ruch prezydenta S. Mattarelli, tzn. chwilowe zablokowanie koalicji Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligi (dawniej: Północnej) oraz próba powołania rządu technicznego pod przywództwem byłego urzędnika MFW, okazał się strzałem w kolano. To zachowanie potwierdza, jak bardzo część europejskiej klasy politycznej nie docenia antyunijnych i antyestablishmentowych nastrojów na kontynencie, gdzie coraz więcej wyborców widzi organy Unii, MFW i inne organizacje międzynarodowe jako źródło wszelkiego zła. Słowa G. Oettingera (komisarza ds. budżetu), że załamania rynkowe spowodują, iż Włosi przestaną głosować na populistów, są tego najlepszym dowodem.
Nastroje w kraju zaogniły się po ujawnieniu informacji, że EBC ograniczył w maju skup włoskiego długu (oraz zwiększył zakupy niemieckiego), de facto powodując dalsze poszerzanie spreadów kredytowych. Jeżeli unijna biurokracja podejmie próbę dawania Włochom takich czy innych nauczek, jest to najprostsza droga do katastrofy. Bo jeżeli można zaaplikować określenie „too big to fail" do kogokolwiek, to właśnie do trzeciej gospodarki strefy euro i większość tamtejszych polityków doskonale zdaje sobie z tego sprawę. To, co widzieliśmy, trudno nawet nazwać przystawką przed daniem głównym, które w końcu zostanie zaserwowane Europie z Półwyspu Apenińskiego. Rzucone niefrasobliwie przez Luigiego di Maio słowa o tym, że EBC powinno zapomnieć o 250 mld euro włoskiego długu, wywołały na razie u wielu tylko uśmiech. Fakty są jednak takie, że czas, gdy Włochy mogły wyjść z pułapki nadmiernego zadłużenia o własnych siłach, już minął. Wymagałoby to radykalnych reform i narzucenia oszczędności w kraju, gdzie problemem jest utrzymanie się jakiegokolwiek rządu dłużej niż rok. Kraju, którego obywatele zdają sobie sprawę z tego, że ich gospodarka jest 18 razy większa niż grecka i że bankructwo Włoch oznacza załamanie całego systemu finansowego w Europie.
Desperackie próby utrzymywania status quo w Unii są skazane na niepowodzenie, ciśnienie w ramach strefy euro będzie z latami narastać. Kwestią czasu jest rozpoczęcie prawdziwej debaty na temat rachunku zysków i strat w ramach wspólnoty gospodarczej, w której pierwsze skrzypce gra od zawsze państwo o ponaddwukrotnie wyższym eksporcie netto w relacji do PKB niż u kogokolwiek innego w G7 (i najsilniejszej niegdyś walucie na świecie). ¶