Właściwie trudno mówić o tym, żeby deweloperom brakowało oddechu, choć okoliczności minionego roku nie można nazwać sprzyjającymi. Wybuch wojny najpierw klientów wystraszył, a potem wzrost stóp procentowych pozbawił wielu z nich dostępu do kredytów hipotecznych. Z drugiej strony drożały materiały i koszty pracy, a do tego wzrosły też koszty odsetkowe. Na dokładkę zamarł rynek obligacji, uniemożliwiając nawet refinansowanie. Jak deweloperzy przeżyli tę lawinę nieszczęść?
Zalety grubego sadła
Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę okoliczności. Branża korzystała z nieprzeciętnie udanego 2021 r. i podpisanych wówczas umów sprzedaży. Realizacja rozpoczętych wcześniej inwestycji zapewniła deweloperom zastrzyki płynności operacyjnej, a jednocześnie wielu z nich ograniczyło zakupy gruntów oraz uruchamianie nowych inwestycji. Wobec tego pozyskiwane środki mogły być przeznaczane na obsługę i spłatę zadłużenia, a czasem także na przyspieszenie spłaty zapadających obligacji, których oprocentowanie opiera się na stawkach WIBOR i zazwyczaj wyraźnie przekracza 10 proc. Przy spadającej rentowności operacyjnej (koszty budowy mieszkań wzrosły, ale możliwości przenoszenia wyższych kosztów na klientów były i nadal są ograniczone) rosnące koszty odsetkowe miały coraz większy wpływ na wyniki brutto i netto. Z reguły nie jest to wiadomość przyjemna dla akcjonariuszy, ale właściciele obligacji mają prawo czuć się komfortowo.
Wskaźniki zadłużenia finansowego wzrosły dość wyraźnie w zasadzie tylko w przypadku Robygu i Ronsona, przy czym jest to efekt wypłaty potężnych dywidend tuż przed zmianą kontrolnych pakietów obydwu firm, w przypadku Marvipolu można mówić tylko o księgowym wzroście, przy czym Marvipol i tak zrezygnował z polityki dywidendowej. W przypadku pozostałych firm wskaźniki spadły i można mówić o działaniu zgodnym z planem – w razie spowolnienia redukujemy zadłużenie.
Przy czym zestawienie uwzględnia tylko największych deweloperów obecnych na Catalyst. Do tych mniejszych wrócimy, kiedy opublikują komplet raportów rocznych.