Słabnący dolar to z punktu widzenia globalnych rynków tradycyjnie dość pozytywna tendencja, zwykle skorelowana z rosnącym apetytem na ryzyko i globalną płynnością. Kolejnym akcentem w ramach tego trendu było w ostatnich dniach zejście tzw. indeksu dolarowego poniżej dołka z połowy kwietnia, do poziomu najniższego od ponad trzech lat.

Nieprzypadkowo w trakcie ubiegłego tygodnia najwyżej również od ponad trzech lat wspiął się indeks cen akcji na rynkach wschodzących.

Mimo ostatniej deprecjacji dolar nie wydaje się jeszcze wcale tani w ujęciu fundamentalnym, przynajmniej względem szerokiego koszyka walut. Tzw. realny, efektywny kurs USD (REER) dopiero zaczął schodzić z kilkudekadowego szczytu. Tańszy dolar byłby też zapewne na rękę prezydentowi Trumpowi.

Jeśli coś natomiast nie pasuje do wizji dalszego nieuchronnego osłabienia USD, to chyba głównie to, że wizja ta stała się już powszechnie obstawiana. Pozycjonowanie na rynku kontraktów na indeks dolarowy jest najbardziej „niedźwiedzie” od co najmniej kilkunastu lat (krótkie pozycje spekulacyjne stanowią już 27 proc. wszystkich otwartych pozycji – wynika z danych CFTC). A z najnowszego globalnego sondażu Bank of America wynika, że ankietowane fundusze są najmocniej niedoważone w USD od… ponad 20 lat, a konkretnie od stycznia 2005 – z tamtego poziomu dolar potem… umacniał się przez niemal cały rok, zanim powrócił do długoterminowej tendencji spadkowej (z finałem dopiero w 2008 roku).