Związany z recesją spadek zapotrzebowania na energię przełamał bowiem hossę na rynku surowcowym. Najbardziej jaskrawym przykładem jest jednak Japonia, która w styczniu po raz pierwszy od trzynastu lat odnotowała deficyt na rachunku obrotów bieżących, przede wszystkim wskutek nieproporcjonalnego spadku eksportu w stosunku do importu. O ile zagraniczny popyt na japońskie produkty tąpnął 46 proc. rok do roku, o tyle Japończycy kupili „tylko” o 32 proc. mniej dóbr importowanych. Choć ekonomiści prognozują, że w skali roku Kraj Kwitnącej Wiśni wypracuje nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących, sięgnie ona około 1 proc. PKB, w porównaniu z blisko 5 proc. w 2007 r. i około 4 proc. w ubiegłym roku.
[srodtytul]Replikowanie błędu[/srodtytul]
Te samorzutne mechanizmy są jednak zdecydowanie za słabe, aby zażegnać zasadniczą dla niestabilności systemu finansowego nierównowagę pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami, szczególnie że oba kraje usilnie tym dostosowaniom przeciwdziałają.
Przez ostatnie lata nadwyżka na rachunku obrotów bieżących ChRL szła w górę głównie za sprawą rosnącej nadwyżki w handlu zagranicznym. Jeszcze w styczniu utrzymała się na bliskim rekordowego poziomie 40 mld USD, ponieważ spadek importu był znacznie głębszy niż eksportu. Dopiero w lutym załamała się do niespełna 5 mld USD i, według Kena Penga, ekonomisty Citigroup w Szanghaju, w kolejnych miesiącach wciąż będzie się utrzymywać poniżej 15 mld USD. Mimo to nadwyżka na rachunku bieżącym spadnie z rekordowych 440 mld USD (około 10 proc. PKB) w 2008 r. do nadal bardzo wysokiego jak na międzynarodowe standardy poziomu około 400 mld USD w 2009 r. – prognozuje Stephen Green z banku Standard Chartered.
Wielu ekonomistów miało nadzieję, że kryzys będzie stanowił dla Chin okazję do przestawienia się z modelu wzrostu gospodarczego bazującego na eksporcie na rozwój oparty na wewnętrznym popycie. Jak dotąd jednak większość kroków podejmowanych przez władze w Pekinie na rzecz stymulowania gospodarki działa raczej w kierunku pogłębienia globalnej nierównowagi, niż jej złagodzenia. Obciął m.in. wiele podatków eksportowych, a minister handlu Chen Deming oznajmił na początku marca, że planowana jest dalsza ich redukcja do zera. Nawet ogłoszony w listopadzie gigantyczny pakiet stymulacyjny, który teoretycznie pobudzić ma popyt wewnętrzny, nakierowany jest głównie na sektory przemysłu produkujące na eksport.
W tej sytuacji pozycja Chin jako największego kredytodawcy Stanów Zjednoczonych nie jest raczej zagrożona. Zdaniem Greena, Pekin kupi w tym roku nieco za ponad 300 mld USD obligacje, w porównaniu z 420 mld USD w 2008 r. Podaży też z pewnością nie zabraknie. Aby sfinansować ogłoszone dotąd pakiety stymulacyjne i plany ratowania amerykańskiego sektora bankowego, administracja prezydenta Baracka Obamy zamierza w ciągu najbliższych dwóch lat wyemitować co najmniej 2,7 bln USD obligacji skarbowych.
Ten monstrualny wzrost długu publicznego (w 2008 r. wynosił 460 mld USD) całkowicie przyćmił procesy pozytywne z perspektywy poprawy salda rachunku obrotów bieżących. W IV kwartale 2008 r. po raz pierwszy od 50 lat zmalało w USA zadłużenie gospodarstw domowych, a stopa oszczędności prywatnych, która w ostatnich latach oscylowała blisko zera, przez pierwsze dwa miesiące bieżącego roku utrzymywała się powyżej 4 proc. Ekonomiści oceniają jednak, że nawet gdyby skoczyła do 8 proc. – co według banku Goldman Sachs jest możliwe – przyniesie to w skali roku zaledwie 830 mld USD oszczędności. W żadnej mierze nie wystarczy to, aby sfinansować deficyt budżetowy.
Także zmiany w amerykańskim bilansie handlowym nie napawają optymizmem. Począwszy od października deficyt systematycznie się kurczy, a w styczniu sięgnął 36 mld USD. Ta pozytywna z pozoru tendencja wynika jednak głównie ze spadku cen ropy naftowej. Tymczasem ujemne saldo w wymianie z Chinami pozostaje wysokie, a w styczniu nawet się pogłębiło.Gwoli uczciwości trzeba jednak przyznać, że wiele innych państw również swoją polityką przeciwdziała zrównoważeniu światowych finansów. Najbardziej spektakularny przykład stanowi Szwajcaria. W marcu tamtejszy bank centralny interweniował na rynku walutowym, aby powstrzymać aprecjację franka i wspomóc tym samym eksporterów.
Taki manewr w gronie państw rozwiniętych jest zwyczajowo uważany za niedopuszczalny. Najbardziej zaskakuje w nim jednak to, że według prognoz Szwajcaria odnotuje w tym roku nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących przekraczającą 8 proc. PKB. W tej sytuacji aprecjacja helweckiej waluty była naturalnym zjawiskiem, które mogło ten bilans zrównoważyć. Z większych państw, także Niemcy dążą do utrzymania przewagi eksportu nad importem.
[srodtytul]Chiński renesans keynesizmu[/srodtytul]
W pewnym sensie trudno dziwić się zabiegom o utrzymanie status quo. Jakakolwiek próba szybkiego zdywersyfikowania dolarowych rezerw ze strony państw finansujących amerykański dług, zwłaszcza zaś Chin, doprowadziłaby do zawirowań na rynku forex i dalszego pogłębienia kryzysu. Mimo to istnieje remedium, które w długim terminie mogłoby okazać się skuteczne. Przypomniał je w drugiej połowie marca gubernator chińskiego banku centralnego Zhou Xiaochuan. Bazuje ono na spostrzeżeniu, że u sedna globalnej nierównowagi finansowej leży to, że dolar ma status międzynarodowej waluty rezerwowej.
To właśnie ten fakt sprawia, że USA mogą pożyczać taniej niż inne państwa i w rezultacie nie muszą przestrzegać ogólnie akceptowanych kryteriów stabilności finansowej. W tej sytuacji, oświadczył Zhou Xiaochuan, dolara w tej roli należy zastąpić walutą ponadnarodową, najlepiej zaś kontrolowaną przez MFW i bazującą na używanych do rozliczeń w ramach tej instytucji specjalnych prawach ciągnienia (SDR).
Choć propozycja została odebrana na Zachodzie jako prężenie przez Chiny muskułów, koncepcja ta nie jest ani niedorzeczna, ani nowa. W istocie zaproponował ją już w 1944 r. na konferencji w Bretton Woods John Maynard Keynes, którego poglądy skądinąd przeżywają w związku z kryzysem finansowym renesans. „Propozycja ta ma potencjał, aby stać się zaczynem głębokiej reformy światowego systemu pieniężnego w nadchodzących dekadach” – napisał w nocie do klientów główny ekonomista Deutsche Banku w Chinach Jun Ma.
Rzeczywiście, choć cieszy się ona poparciem wielu innych państw rozwijających się, w tym Rosji, Indii i Brazylii, a sam zastępca dyrektora zarządzającego MFW John Lipsky podkreślił, że jest rozsądna, przez długi jeszcze czas pozostanie w sferze fantastyki. Zajęłoby bowiem całe lata, aby SDR-y stały się powszechnie akceptowaną walutą rozliczeniową i rezerwową. Ponadto obecnie w obiegu są SDR-y o wartości około 32 mld USD, zatem Chiny mogłyby ulokować w nich co najwyżej 2 proc. swoich rezerw dewizowych.
Pomimo podejmowanych z najlepszymi intencjami antykryzysowych inicjatyw rządów i rozmaitych międzynarodowych instytucji w najbliższym czasie nie ma więc raczej nadziei na usunięcie czynników, które leżą u źródeł obecnego kryzysu. Motywy skłaniające kraje rozwijające się do akumulowania rezerw nie zostały zażegnane. Przeciwnie, kolejny kryzys może je skłonić do jeszcze większej ostrożności.
Ogłoszone na szczycie G-20 w Londynie zwiększenie funduszy pomocowych MFW do 750 mld USD oraz plany przyznania w ramach tej instytucji większej liczby głosów krajom uprzemysławiającym się, są w tym kontekście posunięciem rozsądnym, lecz w najlepszym razie częściowym. Z całą pewnością pokładanych w nich nadziei nie spełnią natomiast szeroko zakrojone projekty reformy regulacji.
Dopóki utrzyma się globalna nierównowaga finansowa, a zachodnie rynki będą zasilane szerokim strumieniem kapitału, dopóty bankierzy będą szukać nowych rozwiązań, aby te środki skutecznie zainwestować, a w rezultacie nowe regulacje znów się przedawnią. Jak trafnie zauważył w listopadzie ubiegłego roku były amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson, jeżeli politycy nie sięgną do głębszych źródeł kryzysu, presja spowodowana globalną nierównowagą finansową znów będzie narastała, aż znajdzie nowe ujście.
[ramka][b]Najwięksi posiadacze amerykańskich obligacji skarbowych (stan na koniec stycznia 2009 r., w mld USD)[/b]
Chiny 740
Japonia 635
Eksporterzy ropy naftowej: 186
Karaibskie raje podatkowe: 176
Brazylia 133
Wielka Brytania* 124
Rosja 120
Luksemburg 87,2
[ul][li]oraz dependencje korony brytyjskiej uważane za raje podatkowe – Wyspa Man oraz Wyspy Normandzkie[/li][/ul]źródło: Departament Skarbu USA[/ramka]